18 lutego 2014

aż do dnia, kiedy wola, żeby być królem, opuściła go. . .

   Changi przypominało perłę w szmaragdowej muszli, niebieskobiałą perłę pod kopułą nieba tropików... Zajmowało niewielkie wzniesienie, otoczone zewsząd pasem zieleni; nieco dalej zieleń ustępowała miejsca zielonkawoniebieskiemu morzu, a morze gubiło się w nieskończoności horyzontu.
   Marlowe odwrócił głowę i tak jak inni nie obejrzał się więcej.

   Tej nocy było w Changi pusto. Ludzie odjechali. Zostały tylko owady.
   I szczury.
   Były tam, gdzie zawsze. Pod barakiem. Wiele ich padło, bo ci, którzy je schwytali, zapomnieli o nich. Ale najsilniejsze żyły nadal.
   Adam darł pazurami siatkę, żeby przedrzeć się na drugą stronę, do jedzenia. Rzucał się na nią i szarpał z tą samą zawziętością, z jaką robił to niezmiennie od dnia, w którym go zamknięto. I wytrwałość jego została nagrodzona. Ścianka klatki puściła, a on dopadł jedzenia i pożarł je. A kiedy odpoczął, ze zdwojoną siłą rzucił się na następną klatkę, aż z czasem pożarł znajdujące się w niej mięso.
   Przyłączyła się do niego Ewa i nasycił się nią, a ona nim, i zaczęli buszować razem. Później z jednej strony rów się zawalił, wiele klatek otwarło i żywi karmili się martwymi, słabi stawali się pokarmem dla silnych, aż ci, którzy przetrwali, byli równi siłą. I buszowali, i walczyli między sobą.
   A rządził Adam, bo był Królem. Aż do dnia, kiedy wola, żeby być Królem, opuściła go. Wówczas padł, służąc za pokarm silniejszemu. Bo Królem jest zawsze najsilniejszy, nie tylko dzięki samej sile, ale dzięki sile, sprytowi i szczęściu. Królem wśród szczurów.

James Clavell (fragment powieści Król Szczurów, 1962)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz