- Przypuśćmy - powiedział Avenarius. - Ale musisz jeszcze wyjaśnić, dlaczego postanowiła się zabić właśnie tego a nie innego dnia.
- A jak wyjaśnić, że kwiat rozkwita właśnie tego a nie innego dnia? Nadszedł jej czas. Pragnienie samozniszczenia powoli w niej rosło i pewnego pięknego dnia nie stawiła mu oporu. Nie zaznała, jak sądzę, wielkich krzywd: ludzie nie odpowiadali na jej powitanie; nikt się do niej nie uśmiechał; gdy stała w kolejce na poczcie, jakaś gruba kobieta wymierzyła jej kuksańca i wepchnęła się przed nią; była sprzedawczynią w domu towarowym i kierownik działu zarzucił jej, że źle się odnosi do klientów. Tysiące razy chciała się zbuntować, wykrzyczeć swój protest, lecz nigdy się na to nie zdobyła, gdyż miała słaby głos który łamał się w chwili gniewu. Była słabsza od innych i ciągle znieważana. Gdy zło spada na człowieka, człowiek odbija je na innych. To właśnie nazywamy kłótnią, burdą, zemstą. Ale człowiek słaby nie ma siły, by odbić zło, które na niego spada, jego własna słabość poniża go i upokarza, jest wobec niej całkowicie bezbronny. Nie pozostaje mu nic innego, jak zniszczyć swą słabość, niszcząc siebie samego. I tak dziewczyna zaczęła marzyć o śmierci.
Avenarius szukał wzrokiem mercedesa i spostrzegł, że pomylił ulicę. Zawróciliśmy.
- Śmierć, której pożądała - podjąłem - nie była podobna do zniknięcia, lecz do wyrzucenia. Wyrzucenia siebie samej. Żaden dzień w jej życiu, żadne z wypowiedzianych słów nie przyniosły jej zadowolenia. Niosła siebie przez życie niby straszliwy ciężar, którego nienawidziła i którego nie mogła się pozbyć. Dlatego pragnęła wyrzucić siebie samą,wyrzucić siebie, tak jak wyrzuca się zmięty papier, jak wyrzuca się zgniłe jabłko. Pragnęła siebie wyrzucić, jak gdyby ta, która wyrzucała, i ta, którą wyrzucano, były dwiema różnymi osobami. Wyobrażała sobie, że wyskoczy przez okno. Ale pomysł był śmieszny, bo mieszkała na pierwszym piętrze, a sklep, w którym pracowała, mieścił się na parterze i nie miał okien. Pragnęła umrzeć, umrzeć pod brutalnym ciosem pięści, od którego rozlegnie się chrzęst, jak wtedy gdy rozgniatasz pancerzyk chrabąszcza. Było to fizyczne wręcz pragnienie bycia rozgniecioną, jak wtedy gdy odczuwasz potrzebę, by mocno ucisnąć dłonią bolące miejsce.
Milan Kundera (fragment powieści Nieśmiertelność, 1990)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz