25 lutego 2014

spojrzał po okolicy, jakby okolica powinna była być niezmiernie uradowana tym, że on na nią patrzy. . .

   Kapitan Boldwig był to mały, gwałtowny człowieczek w niebieskim surducie, zapiętym aż po sam podbródek, wznoszący się nad czarnym stojącym kołnierzem. Gdy raczył przechadzać się po swojej posiadłości, czynił to zawsze w towarzystwie wielkiej laski z ołowianą gałką oraz ogrodnika i jego pomocnika, współzawodniczących z sobą w płaszczeniu się przed panem. Tej to (ekipie, nie lasce) wydawał kapitan Boldwig rozkazy szorstko i z należytym poczuciem własnej dostojności. Siostra bowiem żony kapitana była za markizem, więc dom jego nazywał się willą, jego pola – majątkiem ziemskim i wszystko u kapitana było bardzo wielmożne, bardzo imponujące i bardzo pańskie.
   Zaledwie upłynęło pół godziny od czasu, jak pan Pickwick zasnął, gdy nadszedł mały kapitan ze swą eskortą, robiąc tak wielkie kroki, na jakie pozwalały mu krótkie nogi i wielkie poczucie dostojności. Stanąwszy pod dębem, wydął policzki bardzo pańsko i wypuścił z nich powietrze niezmiernie dostojnie, potem zaś spojrzał po okolicy, jakby okolica powinna była być niezmiernie uradowana tym, że on na nią patrzy; wreszcie, uderzywszy mocno kijem o ziemię, przywołał ogrodnika.

Charles Dickens (fragment powieści Klub Pickwicka, 1837)


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz