(...)
A najbardziej lubiłem wyjść na wzgórze, gdy padało, i stamtąd patrzeć, jak pada
na tę rozległą w dole równinę. Pod pozorem, że muszę do wygódki, na co matka nie
miała innego sposobu, jak się zdziwić jedynie, że akurat w taki deszcz mi się
zachciało, wymykałem się z domu i pędem wspinałem się po schodach na wzgórze.
(...)
Deszcz ze wzgórza, nad tą rozciągającą się w dole równiną, był zupełnie inny niż
z okna, gdy się przez szybę patrzyło czy kiedy się w bramie stało mając ten
deszcz tuż przed sobą, czy na ulicy, gdy się szło w deszczu, czy na łąkach,
gdyśmy paśli z chłopakami krowy. Na łąkach miało się wrażenie, że deszcz nas
przygniata, że znajdujemy się pod ogromną, mokrą kopułą. Czasem tylko Fredek
kazał nam się rozbierać do naga, że krowy też nago chodzą i nic im, nie kichają,
nie smarkają i żadna jeszcze się nie przeziębiła.
Wiesław Myśliwski (fragment powieści Widnokrąg, 1996)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz