(...)
Miałem chęć go dotknąć moją żywą ręką,
ale obawiałem się, może to być poczytane za coś niestosownego
przez dozorców. Kiedy dojrzałem dziewczęcą pierś
tego młodzieńca, ukrytą jak owoc w zakolu ramienia, ogarnęło
mnie dziwne uczucie zawstydzenia. Ta mała, kształtna
pierś, znamię i symbol płci, była tu dla mnie czymś zaskakującym
i równocześnie dwuznacznym, leżała jak pisklę
w gnieździe, chroniona ramieniem przed natrętnymi spojrzeniami
zwiedzających. Ta dwoistość pogrążonego we
śnie młodzieńca była jakby wyzwaniem rzuconym mojej
prostej naturze, wychowaniu i nawykom. To przecież
wśród nas, normalnych, a w gruncie rzeczy prymitywnych
ludzi, zrodziła się ta zwierzęca pogarda dla „obojniaka", hermafrodyty. Chłop to chłop, baba to baba. Ile było pogardy
dla każdego osobnika, który odbiegał choć trochę od
tego prymitywnego biologicznego podziału. Głupota wrodzona
i wychowanie. Dla nas, dzielnych chłopaków wojaków,
i dla naszych towarzyszek obojnactwo było czymś
obrzydliwym i żałosnym. A przecież starożytni zrozumieli
ów dwoisty kształt człowieka, jego świętą tajemnicę pogrążoną
w słodkim mroku. Jakież to chamstwo tkwi w osobnikach
normalnych, któż zresztą jest teraz normalny? Proszę
się dobrze rozejrzeć.
Tadeusz Różewicz
(fragment prozy Śmierć w starych dekoracjach, 1970)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz