09 października 2014

obrzydli mi ludzie, że zostałem sam. . .

Błaganie

   Chcę być sam i szukam samotności. Kiedy słyszę stukanie do drzwi, wstrzymuję oddech i nie poruszam się. Ktoś tam stoi za drzwiami mojego pokoiku i czeka, żebym otworzył. Ale ja udaję, że wyjechałem.
   Tak obrzydli mi ludzie, że zostałem sam. Ale i sam sobie byłem nienawistny, powtarzałem czasem długo, monotonnie: „Dlaczego nie zdechłem? dlaczego nie zdechłem? dlaczego nie zdechłem?" Przerażające są chwile, kiedy czuję, że nie istnieję. Tylko siedzę na krześle, tylko leżę, czytam, słucham wykładów, ale mnie nie ma. Natura, przyroda mi tak obrzydła, że całymi latami nie byłem w lesie, w polu. Nie widziałem kwiatów, pszczół, motyli, z zaciekłością wpatrywałem się w okopconą ścianę i w stos starych, pożółkłych już gazet.
   Sam. Myślałem, że człowiek może być sam. Teraz wybiegam Z domu, teraz jestem bliski szaleństwa. Teraz biegnę, aby być bliżej ludzi.
(...)
   Niepotrzebny mi jest Bóg, złoto, sława. Ten człowiek, który raczy do mnie wejść, nie musi być Sokratesem, Einsteinem, Napoleonem...

Tadeusz Różewicz 
(fragment opowiadania Nowa szkoła filozoficzna
z tomu Przerwany egzamin, 1960)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz