Po obiedzie niewiele już mi zostało, mała kupka listów adresowanych do kościoła. Niestety, brakowało numeru posesji, na kopertach widniało tylko jakieś święte imię i nazwa ulicy, przy której jakoby miał stać ten kościół.
[...]
W dali dostrzegłem parę palących się świec, a także małe pojemniczki na święconą wodę. Nagle, nad głową pojawiła się ambona. Sprawiała wrażenie jakby wytrzeszczała na mnie swoje święte gały, a głębiej stały statuy(...)
[...]
Idąc dalej wlazłem do jakiegoś pomieszczenia, w którym stał stół, a na nim porozkładane różnokolorowe kapłańskie szaty. Przy nodze stała butelka wina.
Do kurwy nędzy - pomyślałem sobie - dlaczego muszę zawsze wdepnąć w taki grząski teren? Przechyliłem butelkę, i to chyba nieraz, rzuciłem listy na te kolorowe szmatki i wróciłem do tych znajomych mi już kiblów i natrysków. Zgasiłem światło i w ciemności ulokowałem się na jednym ze sraczy. Czerwone wino przyspiesza przemianę materii - to nie było odkrywcze, ale za to zgodne z chwilowymi potrzebami mojej ciasnej powłoki. Zapaliłem papierosa i pomyślałem sobie o przyjemności i rozkoszy stania pod prysznicem. I dopiero wtedy odkryłem napis na podłodze, pod moimi stopami: LISTONOSZU! - TARGNIJ SIĘ NA KREW PAŃSKĄ I ZMYJ SZYBKO TEN GRZECH KĄPIĄC SIĘ NAGO W RZYMSKOKATOLICKIM KOŚCIELE.
Charles Bukowski
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści
Listonosz, 1971)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz