Ruszamy dalej, a tu jeden nosacz wyciąga z portmonety
dziesiątaka i powiada: "Wypijcie, Kozacy, za zdrowie mojego
tatusia nieboszczyka". Dał nam dziesiątaka i wyciągnął z woreczka
portret. "Oto, powiada, osobistość mego taty. Weźcie na pamiątkę".
No, wzięliśmy, wstyd było nie wziąć. Studenci poszli sobie i znowu: "Ha-a-a!" Wtedy, ten tego, jedziemy na Newski Prospekt. Z
bocznej bramy pałacowej pędzi do nas sotnik z Kozakami. Doskoczył:
"Co takiego?" Ja więc mówię: "Napatoczyli się studenci i zaczęli z
nami rozmowę. Myśmy, wedle regulaminu, chcieli ich wziąć na
szable. Wtedy oni się odczepili i myśmy, powiadam, odjechali". Po
zmianie powiadamy do wachmistrza: "Widzisz, Łukicz, powiadam,
zarobiliśmy dziesięć rubli i musimy je przepić za spokój duszy
tego dziadka". Pokazujemy, portret. Na wieczór wachmistrz przyniósł
wódki, i hulaliśmy przez dwa dni, a potem pokazał się podstęp; ten
nosacz student, ścierwo, zamiast taty, dał nam portret głównego
burzyciela niemieckiego rodu. Wziąłem pod rozwagę i powiesiłem go
se nad łóżkiem na pamiątkę, widzę - na portrecie broda siwa, człek
niczego sobie, jakby jakiś kupiec, czy coś w tym rodzaju; a
sotnik, powiadam, to spostrzegł i pyta się: "A skądeś ty dostał
ten portret, ty taki owaki?" Powiadam: tak i tak. A on jak nie
wydrze się na mnie, obrabia i w pysk, raz i drugi... "A ty wiesz -
wrzeszczy - że to jest ich ataman najgłówniejszy, Karło..."
Zapomniałem tamto przezwisko. Jak go tam, dalibóg, żeby sobie
przypomnieć...
- Karol Marks - powiedział Sztokman kurcząc twarz w uśmiechu.
- O, to, to!... On właśnie. Karło Marks... - ucieszył się
Christonia. - Postawił mnie frontem do ratusza, niech go wszyscy
diabli! Bywało też czasem, że i sam cesarzewicz Aleksy przybiegał
ze swoimi wychowawcami; co by się wówczas stało, jakby
wypatrzyli?...
- A ty ciągle chwalisz chłopstwo. Widzisz, jak cię wyprowadzili w
pole - śmiał się Iwan Aleksiejewicz.
- Ale za to przepiliśmy dziesiątaka. Choć za Karła, za brodatego,
ale piliśmy.
- Za niego warto wypić - uśmiechnął się Sztokman bawiąc się
kółeczkiem przepalonego munsztuka.
- Ale co on takiego dobrego zrobił? - zapytał Koszewoj.
- Opowiem następnym razem, dziś już późno! - Sztokman uderzył
dłonią wyrzucając z munsztuka zgaszony niedopałek.
Michaił Szołochow
(fragment powieści Cichy Don. Tom I, 1928-1940)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz