24 sierpnia 2016

ich ataman najgłówniejszy, karło... ... karol marks. . .

Ruszamy dalej, a tu jeden nosacz wyciąga z portmonety dziesiątaka i powiada: "Wypijcie, Kozacy, za zdrowie mojego tatusia nieboszczyka". Dał nam dziesiątaka i wyciągnął z woreczka portret. "Oto, powiada, osobistość mego taty. Weźcie na pamiątkę". No, wzięliśmy, wstyd było nie wziąć. Studenci poszli sobie i znowu: "Ha-a-a!" Wtedy, ten tego, jedziemy na Newski Prospekt. Z bocznej bramy pałacowej pędzi do nas sotnik z Kozakami. Doskoczył: "Co takiego?" Ja więc mówię: "Napatoczyli się studenci i zaczęli z nami rozmowę. Myśmy, wedle regulaminu, chcieli ich wziąć na szable. Wtedy oni się odczepili i myśmy, powiadam, odjechali". Po zmianie powiadamy do wachmistrza: "Widzisz, Łukicz, powiadam, zarobiliśmy dziesięć rubli i musimy je przepić za spokój duszy tego dziadka". Pokazujemy, portret. Na wieczór wachmistrz przyniósł wódki, i hulaliśmy przez dwa dni, a potem pokazał się podstęp; ten nosacz student, ścierwo, zamiast taty, dał nam portret głównego burzyciela niemieckiego rodu. Wziąłem pod rozwagę i powiesiłem go se nad łóżkiem na pamiątkę, widzę - na portrecie broda siwa, człek niczego sobie, jakby jakiś kupiec, czy coś w tym rodzaju; a sotnik, powiadam, to spostrzegł i pyta się: "A skądeś ty dostał ten portret, ty taki owaki?" Powiadam: tak i tak. A on jak nie wydrze się na mnie, obrabia i w pysk, raz i drugi... "A ty wiesz - wrzeszczy - że to jest ich ataman najgłówniejszy, Karło..." Zapomniałem tamto przezwisko. Jak go tam, dalibóg, żeby sobie przypomnieć...
   - Karol Marks - powiedział Sztokman kurcząc twarz w uśmiechu.
   - O, to, to!... On właśnie. Karło Marks... - ucieszył się Christonia. - Postawił mnie frontem do ratusza, niech go wszyscy diabli! Bywało też czasem, że i sam cesarzewicz Aleksy przybiegał ze swoimi wychowawcami; co by się wówczas stało, jakby wypatrzyli?...
   - A ty ciągle chwalisz chłopstwo. Widzisz, jak cię wyprowadzili w pole - śmiał się Iwan Aleksiejewicz.
   - Ale za to przepiliśmy dziesiątaka. Choć za Karła, za brodatego, ale piliśmy.
   - Za niego warto wypić - uśmiechnął się Sztokman bawiąc się kółeczkiem przepalonego munsztuka.
   - Ale co on takiego dobrego zrobił? - zapytał Koszewoj.
   - Opowiem następnym razem, dziś już późno! - Sztokman uderzył dłonią wyrzucając z munsztuka zgaszony niedopałek.

Michaił Szołochow
(fragment powieści Cichy Don. Tom I, 1928-1940)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz