17 września 2016

ostrożnie namacała spust. . .

   Później Daria mówiła, że nie pamiętała, jak i skąd w rękach jej znalazł się kawaleryjski karabin, kto go jej podsunął. Ale gdy baby podniosły lament, uczuła w swych rękach obecność obcego przedmiotu - nie patrząc, po omacku domyśliła się, że to karabin. Chwyciła go, z początku za lufę, żeby uderzyć Iwana Aleksiejewicza kolbą, ale że w dłoń jej boleśnie wraziła się muszka, więc chwyciła palcami za okładzinę, a potem odwróciła, podrzuciła karabin do ramienia i nawet wzięła na cel lewą stronę piersi Iwana Aleksiejewicza. Widziała, jak za jego plecami uskoczyli w bok Kozacy odsłoniwszy szarą z belek ścianę spichrza; słyszała wystraszone okrzyki: "Tfu! Oszalała! Swoich pozabijasz! Poczekaj, nie strzelaj!" I podniecana zwierzęco zaczajonym oczekiwaniem tłumu, ześrodkowanymi na niej spojrzeniami, pragnieniem pomszczenia śmierci męża i po części próżnością, co raptem pojawiła się stąd, że oto teraz ona jest zupełnie nie taka jak reszta bab, że na nią ze zdumieniem i nawet ze strachem patrzą i czekają końca Kozacy, że ona musi dlatego uczynić coś niezwykłego, wyjątkowego, co może przestraszyć wszystkich - popychana jednocześnie wszystkimi tymi różnorodnymi uczuciami, z przerażającą szybkością zbliżając się do czegoś przesądzonego w głębi jej świadomości, o czym nie chciała i nawet nie mogła w owej chwili myśleć, powoli, ostrożnie namacała spust i nagle, nieoczekiwanie dla siebie samej, z siłą nacisnęła go. Odrzut chybnął nią, huk strzału ogłuszył, ale poprzez zwężone szpary oczu zobaczyła, jak momentalnie - strasznie i nieodwołalnie - zmieniła się drgnąwszy twarz Iwana Aleksiejewicza, jak rozłożył i złożył ręce, jak gdyby zamierzał skoczyć z dużej wysokości do wody, a potem padł na wznak; z gorączkową szybkością zaczęła się miotać jego głowa, poruszyły się, starannie drapiąc ziemię, palce rozrzuconych rąk...

Michaił Szołochow
(fragment powieści Cichy Don. Tom III, 1928-1940)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz