Później Daria mówiła, że nie pamiętała, jak i skąd w rękach jej
znalazł się kawaleryjski karabin, kto go jej podsunął. Ale gdy
baby podniosły lament, uczuła w swych rękach obecność obcego
przedmiotu - nie patrząc, po omacku domyśliła się, że to karabin.
Chwyciła go, z początku za lufę, żeby uderzyć Iwana Aleksiejewicza
kolbą, ale że w dłoń jej boleśnie wraziła się muszka, więc
chwyciła palcami za okładzinę, a potem odwróciła, podrzuciła
karabin do ramienia i nawet wzięła na cel lewą stronę piersi Iwana
Aleksiejewicza.
Widziała, jak za jego plecami uskoczyli w bok Kozacy odsłoniwszy
szarą z belek ścianę spichrza; słyszała wystraszone okrzyki: "Tfu!
Oszalała! Swoich pozabijasz! Poczekaj, nie strzelaj!" I podniecana
zwierzęco zaczajonym oczekiwaniem tłumu, ześrodkowanymi na niej
spojrzeniami, pragnieniem pomszczenia śmierci męża i po części
próżnością, co raptem pojawiła się stąd, że oto teraz ona jest
zupełnie nie taka jak reszta bab, że na nią ze zdumieniem i nawet
ze strachem patrzą i czekają końca Kozacy, że ona musi dlatego
uczynić coś niezwykłego, wyjątkowego, co może przestraszyć
wszystkich - popychana jednocześnie wszystkimi tymi różnorodnymi
uczuciami, z przerażającą szybkością zbliżając się do czegoś
przesądzonego w głębi jej świadomości, o czym nie chciała i nawet
nie mogła w owej chwili myśleć, powoli, ostrożnie namacała spust i
nagle, nieoczekiwanie dla siebie samej, z siłą nacisnęła go.
Odrzut chybnął nią, huk strzału ogłuszył, ale poprzez zwężone
szpary oczu zobaczyła, jak momentalnie - strasznie i nieodwołalnie
- zmieniła się drgnąwszy twarz Iwana Aleksiejewicza, jak rozłożył
i złożył ręce, jak gdyby zamierzał skoczyć z dużej wysokości do
wody, a potem padł na wznak; z gorączkową szybkością zaczęła się
miotać jego głowa, poruszyły się, starannie drapiąc ziemię, palce
rozrzuconych rąk...
Michaił Szołochow
(fragment powieści Cichy Don. Tom III, 1928-1940)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz