22 lipca 2022

nie ma żadnego ostatniego tchnienia. ani żadnej duszy. . .

30

Śmierć polskiej księżniczki, krok po kroku.

    Sprawy rozgrywają się we właściwym sobie porządku. Trudno to docenić, gdy patrzy się na nie ze sceny, na której się dzieją. Tu nic nie widać, zbyt wiele jest planów, które zasłaniają się nawzajem i sprawiają wrażenie chaosu. W zamieszaniu przepada fakt, że Gitla Gertruda Ascherbach umiera tego samego dnia co Pan. W ten sposób dopełnia się proces rozpoczęty gdzieś na Podolu, mroźną zimą, wtedy gdy jej wielka, burzliwa miłość, której owocem jest Samuel, miała swoje niesprawiedliwie krótkie trwanie, które można uznać za mgnienie oka wśród wydarzeń na tej płaskiej scenie. 

    Lecz ten porządek widzi Jenta, której ciało powoli zmienia się w kryształ w korolewskiej jaskini. Wejście do niej zarosło już prawie zupełnie czarnym bzem, bujne baldachy pełne przejrzałych dawno jagód opadły już na ziemię, a te, które ostały się ptakom, zamarzły; Jenta widzi śmierć Jakuba — nie zatrzymuje się przy niej, bo pociąga ją inna, w Wiedniu. 


Aszer, Rudolf Ascherbach, siedzi przy swojej żonie Gertrudzie, Gitli, od kiedy zasłabła. Już dwa, trzy miesiące temu zrozumiał wszystko, gdy obejrzał guz na jej piersi, jest w końcu lekarzem; zdaje mu się, że rozumiał to nawet wtedy, gdy Gitla jeszcze chodziła i w dziwnej nerwowości próbowała zarządzać domem. Piekliła się na przykład o cebulę na zimę, którą zamówili w grubych lnianych workach — że jest zgniła w środku i nie przetrzyma do wiosny. Ze praczka niszczy mankiety i że lód z lodziarni dziwnie pachnie, tak jak pachniało w Busku — stojącą wodą. Nad gazetami pomstowała na głupotę polityków i jej siwa głowa tonęła w dymie tureckiej fajki, którą do końca paliła. 

    Teraz głównie leży na kanapie, nie chce pójść do łóżka. Aszer odmierza jej coraz większe dawki laudanum i obserwuje wszystko dokładnie i uważnie. Obserwacja, chłodna i beznamiętna, niesie mu ulgę i chroni go przed rozpaczą. Na przykład na kilka dni przed śmiercią skóra Gitlirobi się gęsta, sztywna i matowa, inaczej odbija dzienne światło. Wpływa to na rysy twarzy — stają się ostre. Na koniuszku nosa pojawia się podłużne zagłębienie. Aszer widzi je w poniedziałkowy wieczór, w świetle świec, kiedy Gitla, choć bardzo słaba, siada, by porządkować papiery. Wyciąga z szuflad wszystko, co miała, co napisała, wszystkie listy do ojca we Lwowie pisane po hebrajsku, artykuły, rysunki, projekty. Rozdziela to na kupki i wkłada w miękkie papierowe teczki. Co rusz pyta o coś Aszera, ale Aszer nie może się skupić. Zobaczył już tę bruzdę i ogarnął go strach. Ona wie, że umrze, myśli przerażony, wie, że jej choroba jest nieuleczalna i nic się już nie da zrobić. Ale nie spodziewa się śmierci, to zupełnie co innego. Wie to swoim rozumem, potrafi to powiedzieć słowami, napisać, ale w gruncie rzeczy jej ciało, zwierzę, jakim jest, w ogóle w to nie wierzy. 

    W tym sensie śmierci rzeczywiście nie ma, myśli Aszer, nikt jej doświadczenia nie opisał. Zawsze jest cudza. Nie ma się jej co bać, ponieważ boimy się czego innego, niż jest naprawdę. Boimy się jakiejś ś m i e r c i (albo Śmierci), wyimaginowanej, która jest wytworem naszego umysłu, splątaniem myśli, opowieści, rytuałów. Jest zakontraktowanym smutkiem, uzgodnioną cezurą, która wprowadza w ludzkie życie porządek. 

    Więc gdy Aszer widzi bruzdę na jej nosie i ten dziwny kolor skóry, wie, że to już czas. We wtorek rano Gitla prosi, żeby pomógł jej się ubrać, właśnie jego prosi, nie Sofii, która u nich służy. Aszer sznuruje jej suknię. Gitla siada do stołu, ale nie je, potem wraca do łóżka i Aszer jej tę suknię zdejmuje. Wyciąga troki z haftek z trudem, jego dłonie są bowiem zgrubiałe i niepewne. Ma wrażenie, jakby odpakowywał cenny, kruchy Przedmiot — coś jak chińską wazę, jak delikatny kryształowy kielich, jak figurkę z porcelany — by odłożyć ów przedmiot na swoje miejsce; więcej nie będzie się go już używać. Gitla, cierpliwie to znosząc, doprasza się słabym głosem o krótki list do Samuela. Każe sobie podać papier, ale niema siły pisać, więc tylko dyktuje kilka słów, potem, po laudanum, zapada w drzemkę, nie reaguje, kiedy Aszer przerywa pisanie. Pozwala się karmić (ale tylko Aszerowi) zupą, rosołem, ale właściwie zjada tylko kilka łyżek. Aszer wysadza ją na nocnik, lecz Gitla oddaje tylko kilka kropel moczu i Aszer ma wrażenie, że jej ciało zacięło się, jak mały, skomplikowany mechanizm. Tak trwa do wieczora. W nocy Gitla się budzi, pyta go o różne rzeczy, na przykład czy zapłacony rachunek u księgarza, i napomina, żeby kwiaty na zimę schować z parapetu. Prosi, żeby odebrać materiały od krawcowej, nie będzie z nich już sukien. Dziewczętom się na pewno nie spodobają, to modnisie, a materiały dobrej jakości. Może dać je Sofii, Sofia się ucieszy. Potem wracają wspomnienia i Gitla opowiada o tej zimie, kiedy przyszła pod drzwi Aszera we Lwowie, o sannach, śniegu i orszaku Mesjasza. 

    W środę z rana sprawia wrażenie, jakby czuła się lepiej, ale koło południa jej wzrok staje się szklisty. Patrzy w jakiś odległy punkt, jakby poza ściany tego wiedeńskiego mieszkania, gdzieś w powietrze, wysoko nad domami. Ręce ma niespokojne, błądzą po pościeli, palce tworzą fałdki w adamaszku kołdry, a potem je starannie rozprostowują.

    — Popraw mi poduszkę — mówi do Adelajdy, jej przyjaciółki, którą już Aszer zawiadomił i która przybiegła tu z drugiego końca miasta. Ale poprawianie nie na długo starcza, widać, że nie jest jej wygodnie. Rudolf Ascherbach wzywa córki, ale nie wiadomo, kiedy przyjadą. Jedna mieszka w Weimarze, a druga we Wrocławiu. 

    Głos Gitli spowolnił i stracił całą melodyjność, ton zrobił się jednostajny, metaliczny, nieprzyjemny, rejestruje Ascherbach. Trudno ją zrozumieć. A pyta kilka razy, jaki to dzień tygodnia. Środa. Środa. Środa. Aszer odpowiada gestem na jej proste pytanie:

    — Umieram?

    Kiwa głową bezgłośnie, ale zaraz się poprawia i mówi ochrypłym głosem: 

    —Tak. 

    I ona, jak to Gitla, upewniona, spina się w sobie i powiedziałby ktoś, że bierze we własne ręce całe to umieranie, ten problematyczny i nieodwracalny proces, niczym kolejne zadanie do wykonania. Kiedy Aszer patrzy na jej wychudzone, wynędzniałe od choroby drobniutkie ciało, napływają mu łzy do oczu, a to jest pierwszy raz, kiedy płacze, odkąd pamięta, może nawet od tego dnia, gdy w ich domu odpoczywała polska hrabianka i kiedy wszyscy próbowali szmatami zebrać rozlaną wódkę z rozbitych beczek. 

    W nocy czuwają nad nią Adelajda i pani Bachman, sąsiadka z dołu. Aszer pyta żonę: 

    — Czy chcesz księdza? 

    Po chwili wahania dodaje: 

    — Rabina? 

    Patrzy na niego zdziwiona, może nie rozumie. Musiał ją zapytać. Ale nie będzie żadnego księdza ani żadnego rabina. Gitla by się śmiertelnie obraziła, gdyby jej to zrobił. W czwartek o świcie zaczyna się agonia i kobiety budzą Aszera, który zdrzemnął się z głową na biurku. Zapalają świece wokół łóżka. Adelajda zaczyna się modlić, ale cicho, jakby mówiła sama do siebie. Aszer widzi, że paznokcie Gitli zbielały, a potem nieodwracalnie sinieją, a gdy bierze ją za rękę, jest zupełnie zimna. Oddech Gitli staje się świszczący i utrudniony, każdy wymaga wysiłku; po godzinie zmienia się w rzężenie. Ciężko tego słuchać, dlatego i Adelajda, i pani Bachman zaczynają płakać. Ale ten oddech słabnie — a może to uszy się do niego przyzwyczaiły? Gitla robi się spokojniejsza i odpływa. Aszer jest świadkiem tego momentu — to się dzieje na długo przedtem, nim zatrzyma się serce i ustanie oddychanie, Gitla się dokądś wymyka, nie ma jej już w tym świszczącym ciele, poszła, zniknęła. Coś ją zajęło, odwróciło jej uwagę. Nawet się nie obejrzała.    

    W czwartek o trzynastej dwadzieścia serce Gitli przestaje bić. Gitla bierze ostatni haust powietrza i on w niej zostaje. Wypełnia jej piersi. 

    Nie ma więc żadnego ostatniego tchnienia, myśli z rosnącą złością Aszer, żadna dusza nie wymyka się z ciała, wręcz przeciwnie, to ciało ściąga ducha do siebie, żeby go zanieść do grobu. Tyle razy to widział, ale dopiero teraz w pełni zrozumiał. Właśnie tak. Nie ma żadnego ostatniego tchnienia. Ani żadnej duszy.


Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe, 2014)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz