15 października 2024

w rzeczywistości, przez którą tylko przeszli w przerażającym niezrozumieniu. . .

— Nie byliśmy stworzeni do życia, prawda?
Była to smutna myśl i Paul czuł, że Prudence jest bliska płaczu. Może w sumie ludzie mają rację, pomyślał, może nie ma dla nich dwojga miejsca w rzeczywistości, przez którą tylko przeszli w przerażającym niezrozumieniu. Lecz mieli szczęście, wiele szczęścia. Większość ludzi pokonuje tę drogę od początku do końca w samotności.

Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   

kiedy tylko chcą, mogą nacisnąć guzik, żeby dostać zastrzyk morfiny i znaleźć się w stanie pokoju ze światem. . .

 Mogę powiedzieć, że widziałem wielu bogatych ludzi, którzy umierali, i proszę mi wierzyć, w takiej chwili bycie bogatym niema żadnego znaczenia. Osobiście nigdy się nie waham przed zaleceniem pompy morfinowej; kiedy tylko chcą, mogą nacisnąć guzik, żeby dostać zastrzyk morfiny i znaleźć się w stanie pokoju ze światem, w łagodnej aurze, to jak dawka sztucznej miłości, którą mogą przyjmować, kiedy chcą. Poza tym — ciągnął po kolejnej chwili wahania — są ludzie kochani do ostatnich dni, na przykład ci, których małżeństwo było szczęśliwe. Proszę mi wierzyć, to się nie zdarza często. W takich przypadkach uważam, że pompa morfinowa jest zbędna, miłość wystarczy, poza tym, o ile pamiętam, nie przepada pan za kroplówkami.

Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   

obowiązek ukrywania własnej agonii. . .

W sumie dopiero od niedawna obowiązujący w środowisku Paula kodeks dobrego wychowania obejmowało obowiązek ukrywania własnej agonii. Najpierw chorobę jako taką uznano za coś obscenicznego; zjawisko to upowszechniło się na Zachodzie, począwszy od lat pięćdziesiątych, najpierw w krajach anglosaskich; w pewnym sensie każda choroba stała się wstydliwa, ale najbardziej wstydliwe były, rzecz jasna, choroby śmiertelne. Śmierć została uznana w najwyższym stopniu za nieprzyzwoitą i zaczęto ją ukrywać na tyle, na ile to było możliwe. Skrócono ceremonie pogrzebowe, innowacja techniczna w postaci kremacji znacznie przyśpieszyła procedury; od lat osiemdziesiątych sprawa była pozamiatana. W ostatnich latach w najbardziej światłych i postępowych warstwach społeczeństwa zaczęto również ukrywać agonię. Było to nie do uniknięcia, umierający nie spełniali nadziei, jakie w nich pokładano, często odmawiali uznania własnej śmierci za okazję do zorganizowania mega imprezy, zdarzyło się kilka niemiłych epizodów. 

Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   

a potem nastąpi nicość, radykalna i definitywna nicość ... świadomość po prostu zniknie, jakby nigdy nie istniał. . .

Zatrzymał się na środku mostu Bercy. Na wprost po lewej miał Ministerstwo Gospodarki, za którym widział zegar na Gare de Lyon, po prawej ciągnął się park Bercy. Jego życie toczyło się w ograniczonej przestrzeni, pomyślał, i tak będzie aż do końca, za sobą miał bowiem szpital Pitić-Salpëtričre, w którym zapewne umrze. Jakie to jednak dziwne! Niesamowicie dziwne. Trzy tygodnie temu był normalnym człowiekiem, mógł odczuwać pożąda niecielesne, planować wakacje, spodziewać się długiego, może nawet szczęśliwego życia, mógł się go spodziewać bardziej niż kiedykolwiek, od czasu kiedy znowu nawiązał stosunki z Prudence, zawsze ją kochał i ona zawsze go kochała, teraz to było oczywiste. A potem, w ciągu kilku wizyt lekarskich, wszystko uległo zmianie, pułapka się zatrzasnęła i już się nie otworzy, przeciwnie, Paul będzie coraz dotkliwiej odczuwać jej ucisk, guz będzie nadal pożerać jego ciało, aż go unicestwi. Rzucono go na jakąś niepojętą zjeżdżalnię, która prowadziła jedynie ku śmierci. Ile mu zostało czasu? Miesiąc? Trzy miesiące? Rok? Trzeba będzie zapytać lekarzy. A potem nastąpi nicość, radykalna i definitywna nicość. Niczego już nie będzie widzieć ani słyszeć, niczego nie dotknie, niczego nie będzie czuć, już nigdy. Jego świadomość po prostu zniknie, jakby nigdy nie istniał, jego ciało zgnije w ziemi — chyba że się zdecyduje na bardziej ostateczne unicestwienie, czyli kremację. A świat będzie istnieć dalej, ludzie będą się parzyć, mieć pragnienia, dążyć do celów, snuć marzenia, lecz wszystko to będzie się odbywać bez niego. W pamięci ludzi pozostawi po sobie słaby ślad, który z czasem zniknie. Nagle poczuł gwałtowny przypływ nienawiści do Cćcile i jej durnej wiary. Pascal jak zwykle miał rację: „Gruda ziemi na głowę i oto koniec na zawsze”.

Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   

jednak to nie fakt bycia szczęśliwym w jakimś miejscu sprawia, że perspektywa jego opuszczenia jest bolesna, po prostu sam fakt jego opuszczenia, pozostawienia za sobą części swojego życia, nawet ponurego czy nieprzyjemnego, ujrzenia, jak tamto życie zapada się w nicość. . .

    Nie, to nie było łatwe, ale Bruno wydawał się szczęśliwy, że wraca do pracy, do swojego zwykłego trybu życia; no i wreszcie może się rozwieść, co też ma znaczenie. Ze swojej strony Paul był zadowolony, że ma dłuższą przerwę, przynajmniej tak sądził dotychczas. Przez chwilę obaj milczeli, a jego ogarnął głęboki smutek na myśl, że za kilka minut wyjdzie z pokoju, pójdzie korytarzem ministerstwa w przeciwnym kierunku i przetnie dziedziniec w stronę wyjścia. A przecież w tych biurach nie czuł się szczęśliwy, przynajmniej do czasu poznania Brunona, jednak to nie fakt bycia szczęśliwym w jakimś miejscu sprawia, że perspektywa jego opuszczenia jest bolesna, po prostu sam fakt jego opuszczenia, pozostawienia za sobą części swojego życia, nawet ponurego czy nieprzyjemnego, ujrzenia, jak tamto życie zapada się w nicość, inaczej mówiąc, fakt starzenia się. Żegnając się, nabrał absurdalnego przekonania, że to pożegnanie jest definitywne, że w pewien sposób nigdy już nie zobaczy Brunona, że jakiś nieprzewidziany element w ogólnej układance mu w tym przeszkodzi.

Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   

środki ataku rozwijają się znacznie szybciej niż środki obrony; coraz trudniej będzie zapewnić porządek i bezpieczeństwo świata. . .

— No więc moim zdaniem to może się przedstawiać następująco — podjął Sitbon-Nozičres. — Doraźne przymierze ludzi pragnących wywołać chaos i posiadających techniczne know-how, żeby to osiągnąć, z ludźmi, którzy widzą w tym swój interes i mogą sfinansować taką operację. Ponadto coraz łatwiej jest zakłócić funkcjonowanie systemu. Na przykład transport kontenerowcami zacznie się wkrótce odbywać bezzałogowo z wyjątkiem chwili wchodzenia do portu. W razie groźby kolizji załoga i tak nie byłaby w stanie interweniować, bezwładność statków jest zbyt duża; system naprowadzania satelitarnego jest skuteczniejszy i znacznie oszczędniejszy; kiedy zaczynamy używać tego rodzaju systemów, bez trudu można je zhakować.
    Zamilkł i przez jakiś czas zebrani zastanawiali się nad tą perspektywą. Martin-Renaud, pogrążony w niespokojnej kontemplacji futurystycznego pejzażu z metalu i szkła za oknem, uważał, że jego podwładny ma rację: środki ataku rozwijają się znacznie szybciej niż środki obrony; coraz trudniej będzie zapewnić porządek i bezpieczeństwo świata.

Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   

okropna fala smutku, prawie zapłakał na myśl, że do śmierci się już nie zobaczą, chociaż nigdy nie utrzymywali zbyt bliskich kantaków. . .

    — Znowu cię bolą zęby, kochanie? — Prudence przestała jeść i zastygła z widelcem w pół drogi do ust.
    — Tak, dzisiaj wieczorem jest nie najlepiej.
    — Musisz zamówić wizytę u dentysty, naprawdę, to już zbyt długo trwa. Zadzwonisz do niego po powrocie do Paryża, dobrze? 
    Przytaknął zrezygnowany, musi w końcu znaleźć nowego dentystę. Pamiętał dzień, kiedy jego dentysta oznajmił, że wybiera się na emeryturę. Wówczas Paul nie znał jeszcze Brunona, jego stosunki z Prudence praktycznienie istniały, a poczucie samotności było prawie absolutne. Kiedy starszy pan oświadczył, że kończy działalność, Paula ogarnęła niewspółmiernie silna, okropna fala smutku, prawie zapłakał na myśl, że do śmierci się już nie zobaczą, chociaż nigdy nie utrzymywali zbyt bliskich kantaków, nie wykraczając poza stosunki między pacjentem lekarzem; nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek naprawdę rozmawiali, poruszając poza dentystyczne tematy. Czego nie mógł znieść, jak się z niepokojem zorientował, to niestałości jako takiej, myśli, że coś, cokolwiek, definitywnie się kończy; czego nie mógł znieść, to tego, co było jednym z warunków istoty życia.

Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   

po raz pierwszy w życiu zobaczył wisielca, czy też w ogóle samobójcę. . .

Paul po raz pierwszy w życiu zobaczył wisielca, czy też w ogóle samobójcę, spodziewał się gorszego widoku. Twarz brata nie była ani skurczona, ani sina, miała prawie normalną barwę. Była oczywiście trochę wykrzywiona nienaturalnym grymasem, ale nie tak bardzo, jego śmierć nie wyglądała na zbyt bolesną. Na pewno była mniej bolesna niż jego życie — kiedy przyszło mu to do głowy, Paul uczuł straszliwy, okrutny przypływ współczucia pomieszany z poczuciem winy, bo on też nie zrobił niczego, żeby pomóc bratu, by go wesprzeć, myśl ta omal go nie załamała, ale się opanował, musiał zadzwonić, w tej chwili nie mógł się poddać. [...]
    Tak, to było absurdalne, Paul w to nie wątpił od chwili, kiedy zobaczył ciało Aurćliena wiszące pod belką w stodole, jego śmierć była równie absurdalna jak całe jego życie, a jednocześnie pomyślał, że nigdy nie może tego powiedzieć Cćcile. Chrześcijanie mają zazwyczaj problem z absurdalnością życia, która nie mieści siew ich kategoriach myślenia. Według chrześcijańskiej wizji świata wszystkimi zdarzeniami kieruje Bóg, choć czasem świat wygląda, jakby był zdany na pastwę szatana; w każdym razie najdrobniejsza rzecz ma znaczenie, chrześcijaństwo stworzono dla ludzi mocnych, o dużej sile woli czasem nakierowanej na cnotę, lecz czasem niestety na grzech. Kiedy istoty boże wpadają w otchłań grzechu, mogą liczyć na boskie miłosierdzie. Przypomniał sobie nagle werset Claudela, który uderzył go, kiedy miał piętnaście lat: „Wiem, że tam, gdzie panuje grzech, góruje twoje miłosierdzie”*. Słowa o górowaniu miłosierdzia nie brzmiały zbyt zgrabnie, tylko w wierszu Claudela można coś takiego znaleźć; na szczęście nadrabiał w następnym wersecie: „Trzeba się modlić, gdyż nadeszła godzina Księcia świata”. Czy jednak słowa te należy rozumieć dosłownie? Czy miłosierdzie należy uznać za konsekwencję grzechu? A czy grzech nie został dopuszczony tylko po to, by pozwolić na wyniesienie łaski jako konsekwencji miłosierdzia? 
    W każdym razie w typologii chrześcijańskiej nie było miejsca na istoty takie jak Aurćlien, którego przywiązanie do życia było słabe, zawsze potrzebujące jakiejś poręki, a on sam mniej próbował uczestniczyć w świecie niż się z niego usuwać. Może nawet nie wierzył w istnienie Maryse, uważał ją za szczęśliwy miraż, możliwość życia, która została mu niezasłużenie przyznana i szybko zostanie odebrana. Czasami od instytucji oficjalnych, takich jak urzędy skarbowe, otrzymujemy pisma z wiadomością typu: „Został popełniony błąd na pańską korzyść ,zapewne zdaniem Aureliena nastąpiło właśnie coś w tym rodzaju.
    Jego samobójstwo nie miało w sobie nic zaskakującego, wydawało się zdeterminowane przez naturę rzeczy; niemniej użycie tych słów wobec Cćcile było z jego strony błędem. Tak naprawdę determinizm, podobnie jak absurdalność, nie należy do kategorii chrześcijańskich, oba zjawiska są zresztą powiązane, świat całkowicie deterministyczny zawsze wydaje się mniej czy bardziej absurdalny — nie tylko chrześcijanom, lecz wszystkim ludziom. 
    Kiedy w młodości Paul myślał o tych sprawach, Bóg —taki, jakim go sobie wyobrażał — znakomicie dawał się pogodzić z determinizmem, ponieważ to on stworzył rządzące nim prawa, a zdaniem Paula Bóg był kimś podobnym do Izaaka Newtona, który najbardziej się zbliżył do boskiej natury. A może do Davida Hilberta, choć to akurat mniej pewne, matematyka mogła się świetnie obyć bez świata, by istnieć; czy Davida Hilberta można uważać za kolegę Boga? Prawdę mówiąc, nigdy nie poświęcał wiele wysiłku umysłowego takim zagadnieniom, nawet w młodości, być może zastanawiał się nad nimi tylko w klasie maturalnej, jedynej przez wszystkie lata szkolne, w której przewidziano czas na „wstęp do wielkich tekstów filozoficznych”. Jego zainteresowanie filozofią zaczęło się więc w wieku siedemnastu lat i trzech miesięcy, a zakończyło w wieku lat równo osiemnastu.

Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   



idealny moment na umieranie. . .

Spotkanie zakończyło się późnym popołudniem; przedwieczorne światło na początku grudnia jest bardzo ponure, pomyślał Paul, idealny moment na umieranie.

Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   
   

wydzielała fale palącego, nieznośnego cierpienia, takie cierpienie tylko Bóg może wziąć w ramiona. . .

W rzeczywistości wcale nie rozumiała, problem polegał na tym, że w tym momencie Paul nie był w stanie wytrzymać obecności Madeleine, która wydzielała fale palącego, nieznośnego cierpienia, takie cierpienie tylko Bóg może wziąć w ramiona. Nawet nie był pewien, czy Madeleine wierzy w Boga w katolickim tego słowa znaczeniu, musiała wierzyć w jakąś siłę, która może kierować życiem człowieka lub je złamać, w sumie w coś mało kojącego, bliższego greckiej tragedii niż przesłaniu Ewangelii. W każdym razie wierzyła w Cćcile, widziała w niej osobę wtajemniczoną, która swoimi modlitwami może wpłynąć na opatrzność. Co jeszcze bardziej zaskakujące, on sam zaczynał patrzeć na siostrę podobnie.


Michel Houellebecq (Unicestwianie / Anéantir, 2022)
   
   
   

09 października 2024

śmierć jednak w końcu nadchodzi. . .

Mała biała owalna tabletka, dzielona na pół.

Nie tworzy, nie przekształca. Interpretuje. To, co było ostateczne, czyni przejściowym; to, co było nieuniknione, czyni przypadkowym. Nadaje życiu nową interpretację — uboższą, bardziej sztuczną, napiętnowaną pewną sztywnością. Nie przynosi żadnego szczęścia ani prawdziwej ulgi, jej działanie polega na czym innym: zamieniając życie w ciąg formalności, pozwala skierować człowieka na inne tory. Pozwala ludziom żyć, a przynajmniej nie umierać — przez pewien czas. 

Śmierć jednak w końcu nadchodzi, osłona molekularna pęka, proces rozpadu nabiera tempa. Następuje to zapewne szybciej u tych, którzy nigdy nie należeli do świata, nigdy nie zamierzali żyć, kochać ani być kochanymi, u tych, którzy zawsze wiedzieli, że życie nie leży w ich zasięgu. Ci, jakże liczni, nie mają czego żałować; lecz nie jest to mój przypadek.

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

cała kultura świata niczemu nie służy, cała kultura świata nie przynosi żadnych korzyści moralnych, żadnego pożytku. . .

    Od dawna chciałem przeczytać Czarodziejską górę Tomasza Manna, czułem, że jest to książka żałobna, co w sumie pasowało do mojej sytuacji, chyba nadeszła właściwa chwila. Zatopiłem się więc w lekturze — początkowo z podziwem, później z rosnącą rezerwą. Nawet jeśli jej rozmach i ambicje były znacznie większe, ostateczny sens książki nie wykraczał poza Śmierć w Wenecji. Podobnie jak ten półgłówek Goethe (niemiecki humanista ze śródziemnomorskimi zapędami, jeden z najbardziej ponurych nudziarzy w literaturze światowej), podobnie jak jego bohater Gustaw von Aschenbach (zdecydowanie sympatyczniejszy), Tomasz Mann, sam Tomasz Mann (a to już była naprawdę poważna sprawa) nie potrafił się uwolnić od fascynacji młodością i pięknem, które ostatecznie postawił ponad wszystkim innym, ponad wszelkimi cechami intelektualnymi i moralnymi, przed którymi w końcu bez cienia wstydu obrzydliwie padł plackiem. Zatem cała kultura świata niczemu nie służy, cała kultura świata nie przynosi żadnych korzyści moralnych, żadnego pożytku, skoro w tych samych, dokładnie tych samych latach Marcel Proust ze zdumiewającą szczerością stwierdza pod koniec Czasu odnalezionego, że nie tylko relacje towarzyskie, ale i relacje przyjacielskie nie oferują niczego istotnego, są bowiem zwykłą stratą czasu, oraz że wbrew opiniom ludzi światowych, którzy za pożyteczne dla pisarza uważają intelektualne rozmowy, pisarz potrzebuje „miłostek z zakwitającymi dziewczętami”. Na obecnym etapie wzmożenia bardzo bym chciał zamienić „zakwitające dziewczęta” na „wilgotne młode cipki", wiele by to wniosło do jasności wywodu bez szkody dla jego poetyckości. (Cóż jest piękniejszego, cóż bardziej poetyckiego od wilgotniejącej cipki? Proponuję przed udzieleniem odpowiedzi poważnie się zastanowić. Fiut, który zaczyna się prężyć? Właściwie czemu nie. Jak wiele rzeczy na świecie, to również zależy od seksualnego punktu widzenia, który przyjmujemy).

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

ludzie nigdy nie słuchają rad, a jeśli o nie proszą, to dokładnie po to, by się do nich nie zastosować. . .

Po co mu kanistry z olejem napędowym? To nie zapowiadało niczego dobrego. Zgasiłem silnik, zastanawiając się, czy powinienem z nim pogadać. Co jednak miałem mu do powiedzenia? Co więcej poza tym, co już powiedziałem poprzedniego wieczoru? Ludzie nigdy nie słuchają rad, a jeśli o nie proszą, to dokładnie po to, by się do nich nie zastosować, tylko uzyskać zewnętrzne potwierdzenie, że dali się wkręcić w spiralę zniszczenia i śmierci; osoby udzielające im rad odgrywają rolę chóru w greckiej tragedii potwierdzającego w uszach bohatera, że wkroczył na drogę destrukcji i chaosu. Poranek był jednak tak piękny, że nie chciałem do końca w to uwierzyć i po chwili wahania ruszyłem dalej w kierunku Flamanville.

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

tak oto umierają cywilizacje, bez trosk, niebezpieczeństw i dramatów. . .

[...]na naszej planecie dość przeciętnej wielkości istnieje dużo cipek, miliardy cipek, aż w głowie się kręci, kiedy człowiek pomyśli o liczbie cipek na naszej planecie, można dostać zawrotów, chyba każdy mężczyzna kiedyś to poczuł; z drugiej strony cipki potrzebują fiutów, przynajmniej tak sobie kiedyś wyobraziły (jakże szczęśliwa pomyłka, na której opiera się męska rozkosz i przetrwanie gatunku, a może nawet socjaldemokracji), teoretycznie problem daje się rozwiązać, ale w praktyce nie ma takiej opcji, tak oto umierają cywilizacje, bez trosk, niebezpieczeństw i dramatów, przy niewielkim przelewie krwi, cywilizacje umierają z nudów, ze znużenia samymi sobą, co socjaldemokracja miała mi do zaoferowania, oczywiście nic, jedynie trwałość nieobecności i wezwanie do zapomnienia.

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

facet wygląda w pełni stabilnie, aż tu zonk! i w sylwestra strzela sobie w łeb. . .

    - Co pan robi w czasie świąt? Trzeba bardzo uważać w tym okresie, dla osób cierpiących na depresję czas świąteczny bywa wręcz śmiertelny, miałem mnóstwo takich pacjentów, facet wygląda w pełni stabilnie, aż tu zonk! i w sylwestra strzela sobie w łeb, zawsze w sylwestra wieczorem, po północy nie ma już problemu. Trzeba zrozumieć: już Gwiazdka nieźle nim tąpnęła, potem miał tydzień na rozmyślanie nad gównem, w które wdepnął, może miał jakiś plan, żeby uniknąć sylwestra, ale plan nie wypalił, nadchodzi wieczór trzydziestego pierwszego grudnia, a on nie daje rady, podchodzi dokona i skacze albo strzela sobie w łeb, jak kto woli. Ja o tym mówię jak gdyby nigdy nic, ale moja robota zasadniczo polega na tym, żeby chronić ludzi przed śmiercią, to znaczy przez pewien czas, tak długo, jak się da.

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

więc dołoży leki, w końcu serce nie wytrzyma. . .

[...]bez wątpienia była już stracona. Jej spożycie alkoholu będzie rosło, wkrótce i tego będzie mało, więc dołoży leki, w końcu serce nie wytrzyma i znajdą ją udławioną własnymi wymiocinami w jej młyn, mieszkaniu oknami na podwórko przy bouleard Vincent-Lindon. Nie tylko ja nie byłem w stanie uratować Claire, ale nikt nie był w stanie jej uratować. Może poza kilkoma członkami chrześcijańskich sekt (tych, starców, kaleki i nędzarzy uważają, lub udają, że uważają, za swoich braci w Chrystusie), tyle że Claire kompletnie nie była nimi ich braterskie współczucie natychmiast wyszłoby jej nosem, gdyż to, czego naprawdę potrzebowała, to zatkała małżeńska czułość, a w bliższej perspektywie czyiś kutas w jej cipce, lecz to akurat nie było możliwe, zwykła małżeńska czułość wiąże się z zaspokojoną seksualnością, co nieodwołalnie wymagało przejścia przez etap „seksu", a właśnie to było już wykluczone.

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

obecność dziecka staje się przeszkodą, a ono samo wrogiem. . .

[...] w przypadku matki sprawa jest jasna: albo się całkowicie poświęcasz, zapominasz o własnym szczęściu i myślisz tylko o tym, jak zapewnić szczęście dziecku, albo wręcz odwrotnie, obecność dziecka staje się przeszkodą, a ono samo wrogiem.

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

w tym konkretnym punkcie istniał między filozofami consensus. . .

Kiedy patrzę na sytuację z pewnego dystansu, najciekawsze okazuje się to, że podobnie jak z Yuzu dwadzieścia lat później, całe moje dobra doczesne mieściły się w jednej walizce. Dobra doczesne chyba nie za bardzo mnie kręciły, co w oczach niektórych greckich filozofów (epikurejczyków? stoików? cyników? wszystkich po trochu?) było bardzo korzystnym stanem ducha; podejście odwrotne rzadko bywa chwalone, a więc w tym konkretnym punkcie istniał między filozofami consensus — sytuacja na tyle rzadka, że warta podkreślenia.

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

uznać szczęście za jakiś starożytny majak. . .

[...]nigdy nie zbliżywszy się do szczęścia, ale komu się to udaje? Na Zachodzie nikt już nie będzie szczęśliwy, myślała, nikt i nigdy, przyszła pora, by uznać szczęście za jakiś starożytny majak, do szczęścia nie ma już po prostu warunków historycznych.

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

są rzeczy, które człowiek robi z miłości, co nie znaczy, by śpieszył się je skończyć. . .

    Poszedłem do sprzedawcy, jednego z syjonistów w naszym mieście, i kupiłem mocny papier i dobry sznurek. Nie powiedziałem mu, do czego są mi potrzebne, żeby nie pomyślał, że liczę na jakiś rabat. Przecież nie otwierał sklepu wyłącznie na chwałę Bożą. Zakupiwszy papier i sznurek, wróciłem do domu. Wziąłem dzieło rabina Szmarii, przyjrzałem mu się raz i drugi, po czym zawinąłem w papier i obwiązałem sznurkiem. Następnie usiadłem i wypisałem na wierzchu imię i nazwisko dyrektora biblioteki Ginzei Josef oraz - tym razem nie na próżno - słowo „Jerozolima”. Dodałem również „Palestyna” zamiast „Kraj Izraela”, a to na pamiątkę zburzenia Świątyni.
    Sprawdziłem paczkę i uznałem, że nadaje się do wysłania do Jerozolimy. Poszedłem więc z nią na pocztę.
    Są rzeczy, które człowiek robi z miłości, co nie znaczy, by śpieszył się je skończyć. Tak właśnie było ze mną i z książką rabina Szmarii. Przypominałem małego chłopca trzymającego w rękach papierowy latawiec. Chociaż przeznaczony jest do latania, chłopiec trzyma go mocno, nie wypuszcza ręki. Dlaczego? Bo póki ma go przy sobie, latawiec należy do niego, a gdy mu pozwoli odlecieć, latawiec wzniesie się wysoko i zniknie na niebie, a on zostanie z pustymi rękami. Tak samo j a. Wiedziałem, że paczkę przygotowałem po to, by ją wysłać do Jerozolimy. Ale póki trzymam ją w rękach, obydwoje jesteśmy związani z Jerozolimą; kiedy ją wypuszczę, ona pojedzie do Jerozolimy, a ja będę wałęsał się po Buczaczu. A jednak nogi same zaprowadziły mnie na pocztę.

Josef Szmuel Agnon (Przypowieść o skrybie i inne opowiadania / Zaginiona książka, 1931)
   
   
   

podatek dochodowy wyprodukował więcej kryminalistów niż wszelkie ustawy!. . .

Niech państwo tylko poczekają, aż ktoś zajrzy do kieszeni Ziębie! Zdziwią się państwo. Podatek dochodowy wyprodukował więcej kryminalistów niż wszelkie ustawy! Gotcha! Odprowadzimy panią w poręcznych, brzęczących kajdankach, o tę sumkę, której jeszcze brakuje do aresztowania pani, i pani, i tamtego pana też, nam się to nie rozbije. Zięba robi pod siebie do zrobionego już gniazda, a potem swoje gówno jeszcze sprzedaje, żywemu nie przepuści, bierze procenty, a potem oddaje je prawej sprawie. Pieniądze cieszą się z powrotu do domu, jakby ich nie było całą wieczność. Ale pani jest tu postawiona w stan oskarżenia i ma pewne obowiązki. Trzeba było się przeprowadzić do jakiegoś przyjaznego podatkom raju za granicą, dokładnie tam, gdzie pani teraz nie ma. Zamiast tego przeprowadziła się pani wraz ze swoją głupotą do naszego nieprzyjaznego podatkom kraju, ciągnęło tu panią, teraz my panią pociągamy, co, zatkało?!

Elfriede Jelinek (Dane osobowe, 2022)
   
   
   

aby terapeuta mógł rozpoznać zaburzenie osobowości według definicji zawartej w DSM-5. . .

Aby terapeuta mógł rozpoznać zaburzenie osobowości według definicji zawartej w DSM-5 — u pacjenta musi występować wzorzec zachowań i przeżyć wewnętrznych (np. myśli, uczuć, motywacji), który sięga stosunkowo wczesnych etapów życia (okresu dojrzewania lub wczesnej dorosłości), jest stabilny w czasie i usztywniony w różnych kondensatach oraz powoduje poważne problemy — czy to w sferze emocjonalnej jednostki, czy w różnych obszarach jej funkcjonowania (American Psychiatric Association 2013). Co ważne, wzorzec ów musi znacznie odbiegać od oczekiwań i norm występujących w kulturze jednostki musi się też przejawiać przynajmniej w dwóch z czterech obszarów obejmujących interpretację doświadczenia, emocje, funkcjonowanie w relacjach z ludźmi i kontrolę impulsów. Podobnie jak w przypadku wszystkich zaburzeń psychicznych dany wzorzec objawów nie wpisuje się w kryteria diagnostyczne innego zaburzenia.
[...]
Kategorie i wymiary

Podstawowym punktem spornym w dyskusji na temat właściwej oceny i diagnozy zaburzeń osobowości jest to, czy owe zaburzenia należy uznać za odrębne kategorie. Może osobowość jest bytem ciągłym, dlatego wybrane jej cechy różnią się u osób zaburzonych i niezaburzonych jedynie stopniem nasilenia? Wyznaczając granice poszczególnych kategorii diagnostycznych, autorzy oficjalnych klasyfikacji postulują istnienie jednoznacznych podziałów — nie tylko między zaburzeniami, lecz także między osobowością funkcjonującą prawidłowo i nieprawidłowo (Clark 1992; Livesley 1998). Zdaniem wielu to, że wyodrębnione zaburzenia często z sobą współwystępują, ma sugerować mankamenty stosowanych obecnie systemów, których autorom nie udało się precyzyjnie opisać jednostek nozologicznych (Bornstein 1998; Livesley 1998, Watson, Clark 2006).

Beck, A. T., Freeman, A., & Davis, D. D. (2016). Terapia poznawcza zaburzeń osobowości (M. Cierpisz, Trans.; 2nd ed.). Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. 
   
   
   

15 września 2024

wpływ paranoicznego myślenia na dzieje ludzkości. . .

/ spór o antysemityzm /

/ dygresja o paranoi oraz irracjonalnej zjawie /

Takie sformułowanie Goldhagena każe zastanowić się nad często wypowiadanym przeświadczeniem, że antysemityzm jest obłędem. Wśród wielu autorów, którzy się tym poglądem zajmowali, chcę wymienić Daniela Pipesa z jego Potęgą spisku (1997, przekład polski 1998). Wpływ paranoicznego myślenia na dzieje ludzkości — brzmi podtytuł książki, która ukazuje „konspiracjonizm” w dwóch głównych postaciach — „jedna z nich skupia uwagę na niebezpieczeństwach stwarzanych przez tajne stowarzyszenia, druga zajmuje się Żydami”. Z czasem koncepcje te łączą się ze sobą. Pipes opracował, jak twierdzi, „jednolitą interpretację konspiracjonizmu”, starając się przedstawić genezę i ewolucję „paranoidalnych idei” — ogólnoświatowych teorii spiskowych. Podatna na nie jest skrajna prawica, ale również i lewica. Bohaterami ich są Żydzi, masoni, jezuici, Brytyjczycy, imperialiści...

Janion, M. (2000). Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi. Warszawa: Sic!
   
   
   

07 lipca 2024

byliśmy lampartami i lwami, zastąpią nas szakale. . .

   Chevalley myślał: „Ten stan rzeczy nie potrwa długo; nasza młoda, rzutka, nowoczesna administracja upora się z tym wszystkim.” Książę był przygnębiony: „To wszystko nie powinno trwać, a jednak trwać będzie zawsze; oczywiście w ludzkim pojęciu «zawsze» – wiek, dwa, a potem będzie inaczej, ale gorzej. My byliśmy Lampartami i Lwami, zastąpią nas szakale i hieny; i wszyscy: lamparty, szakale, hieny, będziemy się uważali w dalszym ciągu za sól ziemi.” Podziękowali sobie wzajemnie, pożegnali się. Chevalley wsiadł do pocztowego dyliżansu, którego koła miały kolor wymiotów. Wychudzona, pokryta bliznami szkapa ruszyła w daleką drogę. 

Giuseppe Tomasi di Lampedusa
(fragment powieści Lampart, 1958)








23 czerwca 2024

procesy rozpadu są zawsze w przyrodzie łatwiejsze niż procesy budowy —w myśl prawa entropii.

Różnorodne konflikty między małżonkami można sprowadzić do tego jednego problemu: jak się złączyć. Proces zjednoczenia dwóch osób ma swoją ewolucję. Nie może on się zatrzymać; gdy stosunek dwojga osób żyjących blisko siebie nie będzie się rozwijał, to siłą rzeczy zacznie się proces odwrotny, wzajemnego oddalania się od siebie, prowadzący w końcu do rozpadu małżeństwa. Proces ten wymaga wysiłku ze strony obu partnerów — zrozumienia, tolerancji, zdolności wybaczania, troski, odpowiedzialności, unikania poczucia krzywdy itp. Procesy rozpadu są zawsze w przyrodzie łatwiejsze niż procesy budowy —w myśl prawa entropii. Ewolucja w kierunku większego stopnia porządku, entropii negatywnej, wymaga wysiłku; w tym sensie życie jest trudne, gdyż trzeba przeciwstawiać się tendencjom[...]


Kępiński, A. (2014). Psychopatologia nerwic. Kraków: Wydawnictwo Literackie.
   
   
   

20 maja 2024

proletariusze, niepotrafiący obronić się przed wyzyskiem, a cała klasa średnia stopniowo wykruszy się i zleje w jedno z proletariatem. . .

Był to czas, gdy prorocy mogli jeszcze wróżyć, że rozwój kapitalistycznego społeczeństwa mieszczańskiego niechybnie skończy się zgromadzeniem całego bogactwa w rękach nielicznych — resztę zaś będą tworzyć pozbawieni jakiejkolwiek własności proletariusze, niepotrafiący obronić się przed wyzyskiem, a cała klasa średnia stopniowo wykruszy się i zleje w jedno z proletariatem. Boże, u nas też było jeszcze wielu ludzi z mojego pokolenia, którzy w to wierzyli, bo ich rodzice i nauczyciele mówili im, że taka czeka nas kolej rzeczy. Dlatego nie było sensu, żebyśmy pokazywali im, co dzieje się na naszych oczach — że to klasa średnia rośnie. Z zawrotną prędkością wyrastała warstwa społeczna, która nieustannie się poszerzała, dyrektorów i wicedyrektorów, biurokratów, ekspertów technicznych, prezesów, specjalistów czy zrzeszonych fachowców. To był rozwój. To on zrewolucjonizuje staromodny, indywidualistyczny kapitalizm. I właśnie ta nowa klasa średnia, dobra czy zła, stworzona z ludzi uczciwych i pozbawionych skrupułów, odegra główną rolę, gdy kiedyś wybuchnie rewolucja, w każdym razie w społeczeństwach kapitalistycznych. Podczas jednego z kryzysów, które przyniesie ze sobą depresja czy wojna lub coś innego, rozegrają się najkrwawsze walki między częścią klasy średniej, związaną jeszcze interesem finansowym ze skurczonym aparatem produkcyjnym, a tymi, których aparat produkcyjny, kurcząc się, odrzucił.

Sigrid Undset (Odzyskać przyszłość. Wspomnienia z ucieczki przed totalitaryzmami, 1949)
   
   
   

13 maja 2024

idę na lep zwierciadła, przeglądam się, mam siebie dość: znów wieczność. . .

    Odrywam się od okna i chwiejąc się przebiegam przez pokój; idę na lep zwierciadła, przeglądam się, mam siebie dość: znów wieczność. Wreszcie wymykam się swojej twarzy i padam na łóżko. Patrzę w sufit, chciałbym usnąć. Spokój. Spokój. Nie czuję już prześlizgiwania się, muśnięć czasu. Widzę obrazy na suficie. Najpierw kręgi światła, a później krzyże. Migotanie. A potem tworzy się inny obraz; w głębi moich oczu, właśnie ten. Jest to wielkie zwierzę na klęczkach. Widzę jego przednie łapy i juki. Reszta jest zamglona. Jednak rozpoznaję dobrze: to wielbłąd, którego widziałem w Marrakesz, przywiązanego do głazu. Klękał i podnosił się sześć razy z rzędu; chłopcy śmiali się i podjudzali go okrzykami. 
    Przed dwoma laty było cudownie: wystarczyło tylko zamknąć oczy, wkrótce moja głowa brzęczała jak ul, widziałem twarze, drzewa, domy, Japonkę z Kamaishi, która naga myła się w beczce, martwego Rosjanina wykrwawionego przez szeroką otwartą ranę, a koło niego rozlewała się kałużą wszystka jego krew. Odnajdywałem smak kuskus, zapach oliwy, który w południe napełnia ulice Burgos, zapach kopru unoszący się na ulicach Tetuanu, gwizdanie greckich pastuchów; byłem przejęty.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

09 maja 2024

osobowość szuka powinowactwa w dziełach przeszłości. . .

    Musimy jednakże pamiętać, że sztuka ma wartość jedynie wówczas, kiedy do nas przemawia. Jej język mógłby być uniwersalny, gdyby uniwersalne były uczucia. Niedoskonałość naszej natury, siła tradycji i konwencji, a także odziedziczone Instynkty ograniczają zakres naszych możliwości rozkoszowania się sztuką. Nawet nasza indywidualność w pewnym sensie określa granice zrozumienia sztuki; nasza estetyczna osobowość szuka powinowactwa w dziełach przeszłości. To prawda, że wraz z rozwojem kultury duchowej rozszerzają się możliwości zrozumienia sztuki i potrafimy rozkoszować się nieznanymi nam dotąd sposobami wyrażania piękna.

Kakuzō Okakura (岡倉 覚三) (Księga herbaty, 1906)
   
   
   

osoba cierpi na śmiertelną nudę, która emanuje pustką i wszystkiemu odbiera znaczenie. . .

    Kiedy dziecko dorasta do wieku szkolnego, zaczyna się faza budowania ego oraz adaptacji do świata zewnętrznego, Ta faza z reguły przynosi wiele bolesnych wstrząsów. Jednocześnie dziecko zaczyna odczuwać, że jest bardzo odmienne od innych i to poczucie wyjątkowości przyczynia się do pewnej dozy smutku towarzyszącej poczuciu osamotnienia wielu młodocianych. Niedoskonałości świata poprzez zauważanie zła zarówno w sobie, jak i na zewnątrz zaczynają być świadomym problemem. Dziecko musi podjąć próbę poradzenia sobie z naglącymi (ale jeszcze niezrozumiałymi) impulsami wewnętrznymi, a także z wymaganiami świata zewnętrznego.
    Jeśli budowanie świadomości zostaje zaburzone w swym normalnym rozwoju, dzieci często w obliczu wewnętrznych lub zewnętrznych trudności wycofują się do wewnętrznej „fortecy"; a kiedy tak się dzieje, to ich sny oraz symboliczne rysunki przedstawiające materiał z nieświadomości często ujawniają motywy koliste, czworoboczne oraz „jądrowe" (o czym będzie później). Odnosi się to do wcześniej wspomnianego psychicznego jądra — witalnego centrum osobowości, z którego pochodzi cały strukturalny rozwój świadomości. To naturalne, że obraz centrum powinien pojawiać się najwyraźniej w sytuacji, gdy życie psychiczne jednostki podlega zagrożeniu. Pod kierunkiem tego centralnego jądra (na ile nam dzisiaj wiadomo) buduje się cała świadomość ego — ego będącego najwyraźniej duplikatem bądź strukturalnym odpowiednikiem pierwotnego centrum. Wiele dzieci na tym wczesnym etapie żarliwie poszukuje sensu życia, który mógłby im pomóc w radzeniu sobie z wewnętrznym oraz zewnętrznym chaosem. Jednak są również i takie dzieci, które nadal są nieświadomie unoszone przez dynamikę dziedzicznych oraz nietynkowanych, archetypowych wzorców. Ci młodzi ludzie nie zajmują się głębszym sensem życia, ponieważ zyskują natychmiastowy oraz satysfakcjonujący sens z doświadczeń związanych z miłością, przyrodą, sportem i pracą. Nie są oni bynajmniej bardziej powierzchowni; zazwyczaj niesie ich nurt życia, w którym mniej jest tarć i zaburzeń niż w przypadku ich bardziej introspektywnych rówieśników. Jeśli podróżuję samochodem lub pociągiem i nie patrzę przez okno, to tylko zatrzymywanie, ruszanie lub nagłe zakręty mówią mi o tym, że w ogóle się przemieszczam.
    Faktyczny proces indywiduacji, czyli świadomego dochodzenia do porozumienia z własnym wewnętrznym centrum (psychicznym jądrem)lub Jaźnią, generalnie zaczyna się od zranienia osobowości oraz towarzyszącego temu cierpienia. Ten inicjujący wstrząs urasta do rangi „wezwania", choć często wcale nie zostaje w ten sposób rozpoznany. Wręcz przeciwnie, ego czuje się powstrzymywane w swej woli czy pragnieniu i zazwyczaj projektuje przeszkodę na coś zewnętrznego. Ego oskarża wówczas Boga lub sytuację ekonomiczną, albo szefa, czy też małżonkę, przenosząc odpowiedzialność za wszystko, co mu przeszkadza. Możliwe też, że zewnętrznie wszystko funkcjonuje całkiem dobrze, ale pod spodem osoba cierpi na śmiertelną nudę, która emanuje pustką i wszystkiemu odbiera znaczenie.
    Wiele mitów oraz bajek symbolicznie opisuje ten inicjalny etap procesu indywiduacji opowieścią o królu, który zestarzał się lub zachorował. Inne znane nam wzorce z baśni mówią o tym, że para królewska jest bezpłodna lub że potwór wykradł wszystkie kobiety, dzieci, konie i bogactwo z królestwa; albo że demon zatrzymuje armię króla bądź jego statek, nie pozwalając mu na dalszą podróż; że ciemność zapadła nad całym królestwem, studnie wyschły, a powódź, susza czy mróz nawiedziły państwo.

Marie-Louise von Franz [w:] Carl Gustav Jung (Człowiek i jego symbole, 1964)
   
   
   

materiał jest żywym doświadczeniem naładowanym emocją, w swej istocie irracjonalnym. . .

    Wielu ludzi krytykowało podejście Junga za to, że nie prezentował systematycznie materiału dotyczącego psychiki. Ale krytycy ci zapomnieli, że sam materiał jest żywym doświadczeniem naładowanym emocją, w swej istocie irracjonalnym, podlegającym ciągłej zmianie, która nie poddaje się systematyzacji, poza być może skrajnie sztucznym tworem.
    Współczesna psychologia dotarła tutaj do tych samych granic, zjakimi skonfrontowała się mikrofizyka. Chodzi o to, że w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze statystycznymi średnimi, racjonalny i systematyczny opis faktów jest prawdopodobny. Kiedy jednak usiłujemy opisać pojedyncze zdarzenie psychiczne, możemy jedynie przedstawić jego szczery obraz złożony z możliwie jak największej ilości punktów widzenia.

Marie-Louise von Franz [w:] Carl Gustav Jung (Człowiek i jego symbole, 1964)
   
   
   



konieczne jest pozbycie się utylitarnej postawy świadomości planującej na rzecz stworzenia przestrzeni dla wewnętrznego rozwoju osobowości. . .

    Ludzie żyjący w kulturach bezpieczniej zakorzenionych od naszej cywilizacji mają mniejszy problem ze zrozumieniem, że konieczne jest pozbycie się utylitarnej postawy świadomości planującej na rzecz stworzenia przestrzeni dla wewnętrznego rozwoju osobowości. Spotkałam kiedyś starszą panią, która w kategoriach zewnętrznego sukcesu nie osiągnęła w życiu zbyt wiele, była jednak w dobrym związku z trudnym mężem i w jakiś sposób rozwinęła dojrzałą osobowość. Kiedy poskarżyła się, że niczego w życiu nie „dokonała", opowiedziałam jej historię związaną z chińskim mędrcem Chuang-Tsy. Natychmiast to zrozumiała i poczuła wielką ulgę. Oto ta historia:
    Stolarz Shih (Kamień) w drodze do Ch'i napotkał pewne drzewo. Był to święty dąb tak wysoki, że wyglądał niczym wzgórze z koroną gałęzi na szczycie — z niektórych można by porobić łódki takie były grube; jego pień w obwodzie mierzył sto ramion, a w rzucanym przez niego cieniu mogło by się schować stado bawołów. Rozmiar drzewa był wyjątkowy do tego stopnia, że wokół zbierali niego ludzie, oddając mu hołd i kontemplując jego tość. Niedaleko drzewa ludzie zbudowali ziemny ołtarz. Tego dnia było ich tylu jak na targu, lecz stolarz zignorował to zgromadzenie i poszedł dalej. Tymczasem jego uczeń przystanął, obejrzał drzewo z podziwem, po czym wydłużył krok, aby dogonić mistrza.— Od kiedy wziąłem do ręki siekierę, by cię naśladować wiedział — nie zdarzyło mi się zobaczyć tak pięknego kawałka drewna, a ty nawet nie spojrzałeś na nie i kontynuujesz marsz bez przystanku. Dlaczego? — To drzewo jest do niczego — odparł mistrz. — Gdybyś zrobił z niego łódkę, poszłaby na dno, trumna zgniłaby natychmiast, a drzwi puściłyby żywicę. Gdybyś zrobił z niego stempel, zjadłyby go korniki. To nie jest drzewo do stolarki, nie da się go w żaden sposób użyć, dlatego mogło tak długo się ostać i tak duże urosnąć. Najbliższej nocy— chwilę po tym, jak stolarz Shih mocno zasnął— pojawił mu się we śnie święty dąb i rzekł:— Co ty sobie wyobrażasz? Pozwalasz sobie porównywać mnie do drzew użytkowych? Do cedru, sosny czy innych gatunków owocowych? Kiedy jabłka dojrzeją, jabłoń jest źle traktowana, zostaje obdarta i połamana: oto w jaki sposób rodząc, rujnuje sobie życie. Drzewa podobne do niej nie dożywają lat przeznaczonych im przez Niebo, lecz ściągają na siebie ciosy świata i umierają przedwcześnie, jak wszystkie inne stworzenia...Gdybym był do czegokolwiek przydatny, czy osiągnąłbym taką wielkość? Długo szukałem sposobu, jak stać się bezużytecznym... Dałeś się nabrać i przeszedłeś, nie zatrzymując się obok...1 znów okazało się to dla mnie korzystne... Ja i ty jesteśmy co wiesz, tak samo stworzeniami: jakim prawem osądzasz inne. Temat bezużyteczności drzewa, ty identycznie bezużyteczny i zbędny człowiecze, któremu nieustannie grozi śmierć? Nierzadko samobójcza... Obudziwszy się, stolarz Shih opowiedział swój sen uczniowi.— Jeżeli tak bardzo zależy mu na tym, aby być do niczego, dlaczego w takim razie robi za święte i ochrania ołtarz? — zapytał uczeń.— Nie mów o sprawach, o jakich ci się nawet nie śniło — odpowiedział stolarz. — Mądry dąb w ten sposób się broni. Gdyby nie był świętym drzewem, które chroni ołtarz, już dawno zostałby powalony! Jego życie jest inne niż większości drzew, więc na nic zda się osądzanie go za pomocą zwykłych kryteriów.
    Stolarz najwyraźniej zrozumiał swój sen. Pojął, że zwyczajne spełnienie własnego przeznaczenia jest największym ludzkim osiągnięciem oraz że nasze utylitarne podejście musi ustąpić w obliczu wymagań nieświadomej psyche.
    Jeśli przełożymy metaforę na język psychologiczny, wówczas drzewo będzie symbolem procesu indywiduacii, oferując naukę naszemu krótkowzrocznemu ego. Pod drzewem, które spełniało swoje przeznaczenie, znajdował się — w opowieści Czuang-Tsy — ołtarz ziemi. Był to zwyczajny surowy kamień, na którym ludzie składali ofiary lokalnemu bogu „władającemu" tą krainą. Symbol ziemnego ołtarza wskazuje na fakt mówiący o tym, że przeniesienie procesu indywiduacji do rzeczywistości wymaga poddania świadomości mocy nieświadomego zamiast myślenia kategoriami powinności lub kierowania się ogólnie poprawnymi ideami, czy też tym, co zazwyczaj się wydarza. Trzeba po prostu słuchać, żeby dowiedzieć się, czego wewnętrzna totalna Jaźń chce, abyśmy robili tu i teraz .

Marie-Louise von Franz [w:] Carl Gustav Jung (Człowiek i jego symbole, 1964)
   
   
   

suche małe drobiny; to inny czas. . .

    Zaraz będzie refren: najbardziej podoba mi się ten refren, gdy nagle rzuca się naprzód, jak urwisty brzeg w morze. W tej chwili słychać jazz; nie ma melodii, tylko nuty, miriady małych wstrząsów. Nie ma dla nich żadnej przerwy, rodzi je i niszczy nieubłagany porządek, nie pozwalając nigdy skupić się, istnieć dla siebie. Biegną, spieszą się, wlocie spadają na mnie czystym uderzeniem i giną. Dobrze byłoby je zatrzymać, ale wiem, że jeśli udałoby mi się zatrzymać jedną, pomiędzy palcami zostałby mi tylko wulgarny i omdlewający ton. Należy przyjąć ich śmierć; powinienem nawet p r a g n ą ć tej śmierci: niewiele znam wrażeń bardziej cierpkich i mocnych.
    Rozgrzewam się, zaczynam czuć się szczęśliwy. Nie maw tym jeszcze nic nadzwyczajnego, to małe szczęście w Mdłościach: rozpływa się w głębi lepkiej kałuży, w głębi n a s z e g o czasu czasu bladofioletowych szelek i wgniecionych kanapek — składa się z chwil szerokich i miękkich, rozlewających się po brzegach jak plamy z oliwy. Ledwo powstało, jest już stare, wydaje mi się, że znam je od dwudziestu lat.
    Jest także inne szczęście: na zewnątrz jest ta stalowa taśma, wąskie trwanie muzyki, która przemierza nasz czas na przestrzał i zaprzecza mu, i rozdziera na swoje suche małe drobiny; to inny czas.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

zaburzone relacje prowadzą bezpośrednio do trudności w myśleniu. . .

Ponieważ obwody rozumowania i emocji w ludzkim mózgu są ściśle powiązane, zaburzone relacje prowadzą bezpośrednio do trudności w myśleniu. Nie jest to jedyna przyczyna chaotycznego rozumowania, lecz zdecydowanie najczęstsza. Przywrócenie relacji opartych na zdrowych podstawach sprzyja mentalnemu uporządkowaniu. Nowe sposoby przetwarzania emocji wymagają nowych obwodów neuronalnych, a do stworzenia tych obwodów niezbędne są nowe doświadczenia nabyte w sprzyjającym środowisku emocjonalnym. Relacja z rodzicami jest glebą, deszczem, słońcem i cieniem-środowiskiem, w którym musi rozkwitnąć umysł dziecka. Dzieci doświadczają transformatywnych, pobudzających wzrost przeżyć przede wszystkim w kontekście rodziny.

Gabor Maté (Rozproszone umysły, 1999)
   
   
   



kora w ADD nie sprawuje dostatecznie silnej kontroli nad ośrodkami pobudzenia i powstawania emocji. . .

Na siłę synaps wpływa wiele czynników, w tym częstotliwość ich używania lub nieużywania, a także zmiany poziomów substancji chemicznych w zależności od sytuacji. Obwody mogą też zostać osłabione lub wzmocnione przez inne obwody, które zaburzają ich funkcjonowanie bądź je wspierają. Widzimy to w zespole deficytu uwagi, gdy to samo dziecko jest w stanie zająć się danym zadaniem w jednym środowisku, ale w innym otoczeniu nie może się na nim skupić. Ta sytuacyjność ADD odzwierciedla znaczenie emocji, które odgrywają zasadniczą rolę w skupianiu uwagi.
    Jak wiemy, kora w ADD nie sprawuje dostatecznie silnej kontroli nad ośrodkami pobudzenia i powstawania emocji, znajdującymi się w niższych obszarach mózgu. Doktor Benes wskazuje, że ważne powiązania między korą mózgową a tymi ośrodkami emocjonalnym i rozwijają się „nawet w szóstej dekadzie życia ( ) Sugeruje to, że ludzkie zachowanie może obejmować — przynajmniej w pewnym zakresie — stopniową integrację kognicji z emocją"

Gabor Maté (Rozproszone umysły, 1999)
   
   
   

warstwy kory w mózgach szczurów żyjących w uprzywilejowanych warunkach. . .

Sekcje zwłok wykazały, że warstwy kory w mózgach szczurów żyjących w uprzywilejowanych warunkach były grubsze, a zawarte w nich komórki nerwowe większe, bardziej rozgałęzione i lepiej ukrwione. U szczurów tych - po zaledwie trzydziestu dniach odmiennego traktowania — nawet po osiągnięciu wieku średniego wciąż rozwijały się odgałęzienia neuronalne prawie dwukrotnie dłuższe niż u ich zwyczajniej traktowanych kuzynów.

[...]

Najbardziej pocieszającym odkryciem doktor Diamond był fakt, że nawet mózgi zwierząt rozwijające się w niesprzyjających warunkach jeszcze przed urodzeniem lub celowo uszkodzone tuż po urodzeniu były w stanie skompensować zmiany strukturalne w reakcji na lepsze warunki życia. „Oznacza to — pisze badaczka — że nie wolno nam się poddawać w przypadku ludzi, którzy rozpoczęli życie w niekorzystnych okolicznościach. Wzbogacenie środowiska może sprzyjać rozwojowi ich mózgów, w zależności od skali urazów".


Gabor Maté (Rozproszone umysły, 1999)
   
   
   


dotykam ... oczy, nos i usta znikają: niema już nic ludzkiego. . .

    Opieram się o fajansowy gzyms, przybliżam twarz do lustra, tak że go dotykam. Oczy, nos i usta znikają: niema już nic ludzkiego. Brązowe rowki z każdej strony nabrzmiałych gorączką warg, zapadliny, kretowiska. Jedwabisty biały puch pokrywa wielkie zbocza policzków, dwa włosy wychodzą z nozdrzy: to plastyczna mapa geologiczna. Ale mimo wszystko ten księżycowy krajobraz jest mi bliski. Nie mogę powiedzieć, że rozpoznaję jego szczegóły. Ale całość robi na mnie wrażenie czegoś już widzianego, co wprawia mnie w odrętwienie: powoli zaczynam zasypiać.
    Chciałbym się otrząsnąć: żywe i ostre doznanie mogłoby mnie wyzwolić. Kładę lewą rękę na policzku, ciągnę skórę; wykrzywiam twarz. Połowa twarzy naciągnięta, lewa strona ust skręca się i nabrzmiewa, odkrywając ząb: oczodół odsłania białą kulę, różową i przekrwioną skórę. Nie o to mi chodziło: wcale nie mocne i nie nowe; łagodne, lekkie, to już było! Zasypiam z otwartymi oczami, już twarz powiększa się, powiększa się w lustrze, ogromna blada aureola ześlizgująca się w światło...

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

na ścianie jest biały otwór lustro ... to zasadzka. . .

    Pan de Rollebon przytłacza mnie. Wstaję. Poruszam się w tym bladym blasku; widzę, jak światło odmienia się na moich rękach i na rękawach marynarki: trudno mi wprost wyrazić, jakim napawa mnie wstrętem. Ziewam. Zapalam lampę na stole: może jej światło przezwycięży światło dzienne. Ale nie: lampa opływa zaledwie żałosną kałużą swoją podstawę. Gaszę; wstaję. Na ścianie jest biały otwór lustro. To zasadzka. Wiem, że w nią wpadnę. No taką W lustrze ukazał się szary przedmiot. Zbliżam się i spoglądam, nie mogę już odejść. 
    To odbicie mojej twarzy. Często stoję i przyglądam się mu w taki przegrany dzień. Nic nie rozumiem z tej twarzy. Twarze innych mają sens. Ale nie moja. Nie mogę nawet zdecydować, czy jest ładna, czy brzydka. Myślę, że jest brzydka, bo tak mi powiedziano. Ale nie uderza mnie to. Szczerze mówiąc, jestem nawet zdumiony, że można jej przypisywać takie właściwości, to tak jakby określać jako piękny czy brzydki kawałek ziemi lub blok skalny.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

nic mi się nie uda dobrze zrobić, może dopiero z zapadnięciem nocy. . .

    Trzecia godzina. Trzecia to zawsze za późno, albo za wcześnie, na to, co się chce robić. Dziwna pora popołudnia. A dziś zupełnie nieznośna. 
    Zimne słońce rozjaśnia kurz na szybach. Blade niebo,zmącone białością. Rano rynsztoki były zamarznięte.
    Trawię z trudem, przy kaloryferze, wiem z góry, że dzień jest stracony. Nic mi się nie uda dobrze zrobić, może dopiero z zapadnięciem nocy. To z powodu słońca; wyzłacanie wyraźnie brudne białe mgły, wiszące w powietrzu nadbudową, wlewa się do pokoju, jasne, blade, rozpościera na stole cztery matowe i fałszywe plamy.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

30 kwietnia 2024

przedmioty nie powinny nas d o t y k a ć, bo są martwe ... jakby jakieś mdłości w rękach. . .

Nie jestem już wolny, nie mogę robić tego, co chcę. Przedmioty nie powinny nas d o t y k a ć, bo są martwe. Posługujemy się nimi, odstawiamy na miejsce, żyjemy pośród nich; są użyteczne i nic więcej. Ale mnie dotykają, to nie do zniesienia. Boję się wejść z nimi w kontakt, tak jakby były żywymi zwierzętami. Teraz już widzę; przypominam sobie lepiej, co poczułem kiedyś nad brzegiem morza, kiedy trzymałem ten kamień. Był to rodzaj łagodnego wstrętu. Jakież to nieprzyjemne! I to brało się z kamienia, tego jestem pewien, przechodziło z kamienia na moje ręce. Tak, właśnie to, na pewno to: jakby jakieś mdłości w rękach.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

prawdopodobieństwo znika razem z przyjaciółmi. . .

To prawda, że nikt już od dawna nie troszczy się o to, co robię. Żyjąc w samotności, zapomina się nawet, co to znaczy opowiadać: prawdopodobieństwo znika razem z przyjaciółmi. Pozwalamy ginąć wydarzeniom; nagle wychyną jacyś ludzie, coś mówią i znikają, grążą się w historiach, które nie trzymają się kupy: ładny byłby ze mnie świadek. Ale za to rzeczy nieprawdopodobne, wszystko, w co nie mogliby uwierzyć w kawiarni, to nie ucieka.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

oni także, żeby móc istnieć, muszą zebrać się razem. ja żyję sam, zupełnie sam. . .

Siedzi jeszcze ze dwudziestu klientów, samotnych, małych inżynierków, urzędników. Zjadają szybko domowe obiady w swoich, jak je nazywają, garkuchniach, a ponieważ potrzeba im nieco luksusu, przychodzą po obiedzie tutaj, piją kawę i grają w pokera; trochę hałasują, jest to niewyraźny hałas, który mi nie przeszkadza. Oni także, żeby móc istnieć, muszą zebrać się razem. Ja żyję sam, zupełnie sam. Nigdy z nikim nie rozmawiam; nic nie otrzymuję, nic nie daję.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

czy jeszcze raz będę musiał gdzieś pójść, wszystko zostawić poza sobą. . .

    „Dziękuję panu, ale mam chyba dość tych podróży: muszę już wracać do Francji.”

    Nazajutrz znalazłem się na okręcie płynącym do Marsylii. Jeśli się nie mylę, jeśli gromadzące się znaki są zapowiedzią nowego wstrząsu w moim życiu, no to jest się czego lękać. Co nie znaczy, że moje życie jest bogate czy pełne, czy drogocenne. Boję się jednak tego, co ma nadejść, zawładnąć mną — i pociągnąć, dokąd? Czy jeszcze raz będę musiał gdzieś pójść, wszystko zostawić poza sobą, badania, książkę? Czy znów, za kilka miesięcy, za kilka lat, mam się obudzić, zmordowany, rozczarowany, pośród nowych ruin? Chciałbym rozeznać się w sobie, póki nie będzie za późno.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

zmiana abstrakcyjna, nigdzie nie umiejscowiona. . .

    Puściłem ją natychmiast i ręka miękko opadła.
    Na ulicach także rozlegają się nieraz jakieś podejrzane hałasy. 
    A więc podczas ostatnich tygodni zaszła zmiana. Ale gdzie? Jest to zmiana abstrakcyjna, nigdzie nie umiejscowiona. Czy to ja się zmieniłem? Jeśli nie ja, to w takim razie ten pokój, to miasto, ten świat; trzeba wybrać.

    Myślę, że to ja się zmieniłem: najprostsze rozwiązanie. Ale najbardziej nieprzyjemne. Muszę w końcu przyznać, że to ja jestem podmiotem tych nagłych przemian. Właściwie to bardzo rzadko się zastanawiam; tak więc masa małych przemian zbiera się we mnie uchodząc mojej uwagi, a potem pewnego dnia zachodzi prawdziwa rewolucja.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

25 stycznia 2024

skatalogować zasady deformacji, znacznie trudniej niż zasady przedstawienia realistycznego. . .

 Trudno skatalogować zasady deformacji, znacznie trudniej niż zasady przedstawienia realistycznego. Osiągnięcia realistyczne można odnieść do rzeczywistości. Deformacja nie ma takiego odniesienia. Jej „słuszność zawiera się w prowokowaniu właściwych interpretacji. Sterowanie tym procesem jest trudne, ponieważ operuje on rozmytymi znaczeniami. Ale dzięki temu deformacja jest bardziej pojemna i dopuszcza szerszy zakres przekazu. Dotyczy to zwłaszcza postaci ludzkiej. Deformując ją czy upraszczając, osiąga się prawie zawsze jakieś znaczenie. Każda inna rzecz potraktowana w podobny sposób stałaby się karykaturą. Tymczasem zdeformowana rzeźba człowieka zawsze powie jakąś prawdę o nim. Niełatwo jednak przewidzieć, jaka to będzie prawda. Taką możliwość daje dopiero doświadczenie w posługiwaniu się deformacją. Jednak takie doświadczenie jest tylko częściowo osiągalne, bo deformacji nie można ćwiczyć bez końca.


Maria Anna Potocka (Malarstwo. Rzeźba. Złote media sztuki, 2020)

   

   

   

nasza kultura i sztuka wiele zawdzięczają barbarzyńskiej rewolucji. . .

Obecny model kultury jest modelem zakotwiczonym. Być może dlatego, patrząc na Rzym niszczejący pod władzą barbarzyńców, automatycznie bierzemy jego stronę. Jednak nasza kultura i sztuka wiele zawdzięczają barbarzyńskiej rewolucji. Bez niej byłyby znacznie uboższe, przede wszystkim bardziej bezradne w operowaniu symbolami.

W ocenach historycznych dominuje tendencja stacjonarna. Chcemy, aby wszystko cenne się zachowało, a wszystko, co akceptujemy, trwało niezmienne. Zniszczenia, zaniechania, rezygnację z osiągnięć traktujemy jako cofnięcie, regres, ciemny moment ewolucji cywilizacyjnej. Następstwem takiego podejścia jest lęk przed zmianą i przekonanie, że najlepiej i najbezpieczniej jest nic nie zmieniać. Każda sytuacja, która coś osiągnęła, popada w taki stupor i zaczyna bronić swoich stanów przed cudzymi procesami, powodując, że te procesy muszą się przesadnie radykalizować i w efekcie nie dążą do zmian, lecz burzą i czyszczą pole.


Maria Anna Potocka (Malarstwo. Rzeźba. Złote media sztuki, 2020)

   

   

   

drastyczność przejścia między klasycznością a średniowieczem. . .

Sztuka wczesnego średniowiecza kojarzy się przede wszystkim z rzemiosłem artystycznym. Porównanie tej artystycznej produkcji ze sztuką klasyczną daje poczucie obniżenia poziomu kultury. Można jednak spojrzeć na to jako na zmianę kierunku rozwoju. Drastyczność przejścia między klasycznością a średniowieczem pozwoliła Europie wyjść ze świeckiej pułapki, jaką skonstruowała wersja klasyczna. 

Kultura, na którą natrafiły młode narody europejskie, tak dalece nie pasowała do ich doświadczeń i potrzeb, że nawet nie podjęły prób jej przekształcania. Stanęły wobec fenomenalnie dopracowanej kultury, dla nich bezużytecznej. Można to porównać z „odkryciem” kultury Egiptu przez Napoleona. Efektem było postawienie ukradzionego obelisku na głównym placu Paryża oraz kształt nóżek w meblach francuskich.


Maria Anna Potocka (Malarstwo. Rzeźba. Złote media sztuki, 2020)

   

   

   

wizji chrześcijańskiej nie dało się pogodzić z rzymskim podejściem ... metodą było odsunięcie tamtego świata poza granice „naszego”. . .

Historia podsuwa obraz przepaści między czasami greckorzymskimi a okresem średniowiecza. Kończy się czas, w którym "nas” nie było, a zaczyna epoka, w której jesteśmy. Wyczuwamy granicę, która odcięła przeszłość. Kultura klasyczna upadła, wyczerpała się, została pokonana, a nowa kultura średniowieczna narodziła się z zupełnie niezależnego źródła, niemal sama z siebie. Za to wrażenie odpowiedzialność ponosi chrześcijaństwo, które musiało zerwać związek z religijnie i obyczajowo swobodnym Rzymem. Moralności, strategii i wizji chrześcijańskiej nie dało się pogodzić z rzymskim podejściem do życia. Skuteczną metodą było odsunięcie tamtego świata poza granice „naszego” Stał się odległy i niedostępny, nie budząc za sobą tęsknoty. To delikatne przemodelowanie obrazu historii jest jednym z genialnych zabiegów chrześcijaństwa. Stworzona przez nie interpretacja historyczna zarysowuje przepaść między okresem klasycznym a średniowieczem.


Maria Anna Potocka (Malarstwo. Rzeźba. Złote media sztuki, 2020)

   

   

   

okresy przesiąknięte humanizmem prowadzą do niezaspokojenia metafizycznego. . .

Prawie wszystkie okresy przesiąknięte humanizmem prowadzą do niezaspokojenia metafizycznego. Wynika ono z ograniczeń człowieka humanistycznego, który używa umysłu do wszystkich problemów, z jakimi się styka, rzeczy niezrozumiałych nie dopuszcza do sfery przeżyć, lecz czeka na wyjaśnienie, słabość uważa za niedoskonałość myśli, a uczucie za relikt zwierzęcości. Człowiek humanistyczny przyznaje słuszność własnym potrzebom i potrafi korzystać z życia, nie wstydząca się swojej zachłanności. Innym przyznaje te same prawa. Człowiek humanistyczny jest przyjemny w kontaktach, w ładny sposób pewny siebie, ale nieporadny wobec problemów niepoddających się racjonalnemu namysłowi. W momencie, kiedy zaczynają dominować tematy niewyjaśnialne, sztuka przechodzi z pozycji klasycznych — jasnych i dopowiedzianych — na pozycje metafizyczne — mroczne i pełne intuicyjnej mgły.


Maria Anna Potocka (Malarstwo. Rzeźba. Złote media sztuki, 2020)

   

   

   

Auschwitz jest kluczowym argumentem przeciw uromantycznionemu pojęciu „diabolicznego zła”. . .

(...)powinno się odwrócić standardowe pojęcie holokaustu jako historycznej aktualizacji „radykalnego (lub raczej diabolicznego) zła”. Auschwitz jest kluczowym argumentem przeciw uromantycznionemu pojęciu „diabolicznego zła”, złego bohatera, który podnosi zło do roli apriorycznej zasady. Jak słusznie podkreślała Hannah Arendt, niewyobrażalny horror Auschwitz polega na tym, że tamtejsi oprawcy nie byli postaciami z Byrona, którzy jak Miltonowski szatan ogłaszaliby „niech zło będzie moim dobrem!” prawdziwy powód do alarmu tkwi w przepaści nie do przebycia dzielącej grozę tego, co się działo, i „ludzki, arcyludzki” charakter sprawców. Levi eksponował traumatyczną zewnętrzność antysemityzmu (w terminach, które, z okrutną ironią, niemal przypominają nazistowskie postrzeganie  Żydów jako intruzów wdzierających się do naszej budowli społecznej, jako trujące obce ciało): „nazistowska nienawiść nie jest racjonalna: jest to nienawiść, która nie tkwi w nas, lecz znajduje się poza człowiekiem, jest zatrutym owocem, który spadł z martwej gałęzi faszyzmu, lecz pozostaje na zewnątrz niego i poza nim.


Slavoj Žižek (O wierze, 2001)

   

   

   

trauma stanowi z definicji coś, czego człowiek nie potrafi zapamiętać. . .

Między pojęciami traumy a powtórzenia zachodzi integralny związek sygnalizowany przez znane motto Freuda, że jest się skazanym napowtarzanie tego, czego nie potrafi się zapamiętać. Trauma stanowi z definicji coś, czego człowiek nie potrafi zapamiętać, tzn. przywołać przez uczynienie jej częścią własnej opowieści symbolicznej; jako taka, powtarza się bez końca i powraca, nawiedzając podmiot. Ściślej biorąc, powtarza się niepowodzenie, a nawet niemożliwość właściwego powtórzenia/przypomnienia traumy.


Slavoj Žižek (O wierze, 2001)

   

   

   

pragnienie ... zmusza wszystkich, aby nie zatrzymywali się na jakimś etapie, aby poszukiwali celów nowych i coraz trudniejszych. . .

Chcąc zrozumieć znaczenie, jakie średniowiecze nadało temu pojęciu rozczarowania czy też klęski, trzeba spojrzeć na sprawę z dystansu, na chwilę odłożyć na bok teksty z przeszłości oraz problemy podnoszone przez historyków i zwrócić się do nas, ludzi XX wieku. 

Każdy z nas doświadczył w pewnym momencie życia mniej lub bardziej dojmującego, mniej lub bardziej ujawnionego albo stłumionego poczucia klęski: klęski rodzinnej, klęski zawodowej. Pragnienie awansu zmusza wszystkich, aby nie zatrzymywali się na jakimś etapie, aby poszukiwali celów nowych i coraz trudniejszych. Klęska przychodzi tym częściej i tym mocniej jest odczuwana, że sukces jest pożądany, ale zawsze niewystarczający, cel stale przesuwany dalej. Przychodzi jednak dzień, kiedy człowiek nie dotrzymuje już kroku rosnącym ambicjom, idzie wolniej niż jego pragnienie, coraz wolniej, aż uświadomi sobie, że cel jest nieosiągalny. Wtedy czuje, że zmarnował życie. 

Jest to próba, której poddawani są zwłaszcza mężczyźni: kobiety może mniej ją odczuwają, gdyż jeszcze chroni je brak ambicji i stan zależności. 

Kryzys ten na ogół przypada około czterdziestki i w coraz większym stopniu upodabnia się do trudności, jakie przeżywa młodzież, przechodząc do świata dorosłych, trudności, które mogą prowadzić do alkoholizmu, narkomanii, samobójstwa. W każdym razie w naszych przemysłowych społeczeństwach moment krytyczny przychodzi zawsze wcześniej niż wielkie spustoszenia starości i śmierci. Człowiek odkrywa pewnego dnia, że jest przegrany: nigdy nie widzi siebie jako umarłego. Swojej goryczy nie kojarzy ze śmiercią — ale kojarzył ją człowiek późnego średniowiecza. 

Czy to poczucie klęski jest stałą cechą ludzkiej kondycji? Może w postaci metafizycznego niedosytu przenikającego całe życie, a nie w postaci wyraźnie i nagle doznanego brutalnego wstrząsu. 

Wstrząsu tego nie mały chłodne i powolne czasy śmierci oswojonej. Każdego czekał los, którego człowiek nie mógł ani nie chciał zmienić. Postawa taka długo się utrzymała tam, gdzie bogactwo było czymś rzadkim. Życie każdego biedaka było zawsze narzuconym losem, wobec którego był bezsilny.

Philippe Ariès (Człowiek i śmierć, 1977)

   

   

   

erasthai znaczy: pragnąć. . .

Czasownik erasthai znaczy: pragnąć tego, czego się nie ma. Eros to odczucie braku, ból tego odczucia. Cyprian Norwid (w Fortepianie Szopena) powie bardzo po grecku:

O! Ty, co jesteś Miłości-profilem,
Któremu na imię Dopełnienie;
Te, co w Sztuce mianują Stylem,
Iż przenika pieśń, kształci kamienie...
O! Ty — co się w Dziejach zowiesz Erą,
Gdzie zaś ani historii zenit jest,
Zwiesz się razem: Duchem i Li terą,
I „ consummatum est”
O! Ty — Doskonałe - wypełnienie,
Jakikolwiek jest Twój, i gdzie?... znak...
Czy w Fi diasu? Dawidzie? czy w Szopenie,
Czy w Eschylesowej scenie?...
Zawsze — zemści się na tobie BRAK!...
Piętnem globu tego — niedostatek:
Dopełnieni e?...go boli!...
On — rozpoczynać woli,
I woli wyrzucać wciąż przed się —zadatek!
Kłos?... gdy dojrzał jak złoty kometa,
Ledwo że go wiew ruszy,
Deszcz pszenicznych ziarn prószy,
Sama go doskonałość rozmieta...

                                Zygmunt Kubiak (Mitologia Greków i Rrzymian, 1997)